Jeszcze długo czekaliśmy na Jay, chyba jakieś 20 godzin, więc w tym czasie staraliśmy się żyć i funkcjonować normalnie. Pewnie większość by się załamała. Ale nie my. Postanowiliśmy walczyć. Zamknięci bez prądu, odcięci od cywilizacji. Jedynie 5 telefonów na 8 osób - mój, Cher i Nicka padły. Charlie pocieszył mi trochę, mówiąc, że ma ze sobą słuchawki, a w telefonie trochę muzyki Glee i Nirvany - moich ulubionych wykonawców.
Siedzieliśmy teraz, całkowicie bladzi i wykończeni, słuchając Come As You Are i oczekując na pomoc. To nas załatwiło. Nie mieliśmy dostępu do naszego pożywienia przez prawie dobę. To tak, jakbyście mieli nie pić NICZEGO przez 24 godziny. Straszne uczucie.
Spokojnie, ja i Charles jesteśmy wegetarianami, czyli żywimy się tylko zwierzęcą krwią. Oczywiście, mamy tu dostęp do zwierząt, ale jeśli jesteśmy tu sami, a nagle jakaś krowa zacznie strasznie muczeć i wykrwawi się na śmierć, a na miejscu będziemy tylko my, to chyba będziemy głównymi podejrzanymi, nieprawdaż?
Śmieszne, że Charlie nazywał mnie właśnie krowim plackiem.
Niestety boję się o Nicolasa. On jest dość świeży, dlatego musi jeszcze pić ludzką. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Zabija niewinnych ludzi żeby mógł dalej funkcjonować. My jesteśmy nieśmiertelni, oczywiście, ale on nie jest wampirem nawet pół roku, toteż nasza nieśmiertelność jeszcze się jego nie dotyczy.
Więc może umrzeć nawet teraz.
W torebce miałam rozładowany telefon, chusteczki higieniczne, klucze do domu, portfel, żyletkę (pomyślałam o Nicku) i małą karafkę kociej krwi.
Fuj, kocia.
Wolę jagnięcą, ale tylko kot był pod ręką.
Otworzyłam ją i dałam blondynowi.
- Masz. Przyda ci się.
Byliśmy sami w szopie, oprócz Nicolasa, który wyglądał, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Reszta poszła się przejść. Chłopak wypił łyk i podał mi karafkę. Opróżniłam ją do dna.
Niedziela, 16 czerwca 2010 roku
Godzina 9:03
Zasnęłam godzinę temu, a teraz obudził mnie krzyk. DOMINGO! Zerwałam się na równe nogi.
- Nie, nie, nie! CHARLIE, CHARLIE WSTAWAJ! - wrzeszczałam.
- Co się stało? - Lightbody momentalnie wstał i zaczął się rozglądać. - O nie. Nie ma go.
- Właśnie. Prz...
Krzyk. Znowu.
Rzuciłam się przed siebie i popędziłam moją nadnaturalną prędkością, rozglądając się w poszukiwaniu Hiszpana lub mojego brata.
- Domingo! Nick!
Wpadłam na coś i zrobiłam salto, upadając na ziemię. Szybko się podniosłam i pobiegłam dalej, nie odwracając się.
- Megan! - wydarł się Charlie, który biegł tuż za mną.
Odwróciłam się i zamarłam.
Przewróciłam się o Dominga.
Leżał, wykrwawiając się, z dwoma otworkami w szyi i siniakiem w tamtych okolicach.
- Szlag! Wiedziałam, że dłużej nie wytrzyma. Charlie, dzwoń po karetkę!
- A jak im powiem, gdzie jesteśmy.
Fakt.
- Idź po moją torebkę. Szybko!
Ostatnie słowo wypowiedziałam sama do siebie, bo mój chłopak już pobiegł do obory/szopy/tego czegoś. Wrócił po kilku sekundach i rzucił mi torebkę. Ja, dzięki mojemu nadzwyczajnemu refleksowi ją złapałam i szybko wygrzebałam karafkę. Nabrałam trochę jego krwi do środka i zamknęłam ją. Wyjęłam żyletkę.
- Czas skończyć jego cierpienie.
Już chciałam mu przeciąć żyły, kiedy ktoś odezwał się do mnie, jakby w mojej głowie.
- Nie rób tego, Megan...
Cofnęłam rękę.
- Idź i znajdź Nicolasa.
Wyjęłam chusteczki i zaczęłam go opatrywać.
- Oj, Domingo, tak bardzo cię przepraszam...
--------------------------------------
Zamierza ktoś jeszcze to czytać? Rozdział miał być jeśli będą 4 komentarze, ledwo są 2. Dlaczego? Proszę, jeśli to czytasz, skomentuj. Jeśli nie będzie 4 komentarzy pod tym rozdziałem, kończę OBA opowiadania.
Torii xx
31.03.2013
30.03.2013
Prolog. 'Każdy kolejny krok był ciosem w jej kruche serce...'
Ciemność. Całkowita ciemność spowija jej ciało, a ona nie wiedząc, dokąd pójść, rusza przed siebie. Idze długo, nie dlatego, że powoli, ale z powodu niesamowitej długości tej drogi. Mały punkcik na końcu to jej cel. Przyspiesza biegu. Źle. Wpada do odchłani. Wiedziała od dawna, że to się stanie. Wiedziała, że była przeklęta. Poznała po tych wszystkich znakach... Upada. Nie boli. Dlaczego? Sama nie wie. Wstaje. Idzie dalej. Przed sobą ma rozdroże. Kierunkowskaz. Piekło i Niebo. Dlaczego się zastanawia? Wie, że Fabian* na nią czeka. Nie w Niebie. Ma otwartą drogę do Raju, może żyć jak bogini! Ale... Wybiera bezdenne czeluści Piekieł i życie w bólu. Ból z miłości. To takie romantyczne, nieprawdaż? Melania wzdycha głęboko, a dźwięk rozchodzi się echem. Powoli rusza w stronę lewej ścieżki. Ścieżki do Piekła i jej wiecznej miłości.
------------------------------------
Pytanie: czy ktoś chciałby to czytać?
Od razu mówię, że to będzie horror, a jak nie wyjdzie to przynajmniej thriller ;p
*To nie jest Fabian - Fejbian (czyli to nie jest angielskie imię) tylko Fabian, polskie imię ;)
Jeśli chcielibyście to czytać to czekam na 3 komentarze pod prologiem. Rozdziały byłyby na przemian z Wampirkami :D
Baj de łej, te Horrorowe mają np. 'Rozdział 1' i polski tytuł, a Wampirowe 'Chapter I' i angielski tytuł, żeby się wam nie pomyliły. Dodam też tagi - wampiry i anioły (dowiecie się potem) :D
Torii xxx
------------------------------------
Pytanie: czy ktoś chciałby to czytać?
Od razu mówię, że to będzie horror, a jak nie wyjdzie to przynajmniej thriller ;p
*To nie jest Fabian - Fejbian (czyli to nie jest angielskie imię) tylko Fabian, polskie imię ;)
Jeśli chcielibyście to czytać to czekam na 3 komentarze pod prologiem. Rozdziały byłyby na przemian z Wampirkami :D
Baj de łej, te Horrorowe mają np. 'Rozdział 1' i polski tytuł, a Wampirowe 'Chapter I' i angielski tytuł, żeby się wam nie pomyliły. Dodam też tagi - wampiry i anioły (dowiecie się potem) :D
Torii xxx
Subskrybuj:
Posty (Atom)