17.06.2013

Ważne ogłoszenia duszpasterskie.

Hej,
wiem, że dawno nie było żadnego rozdziału, a ja was zawiodę, bo to nie nowy rozdział.
Myślałam nad zaczęciem opowiadania od początku.
Teraz nic mi się nie klei, wszystko jest takie chaotyczne, a kiedy zaczęłam od początku, po prostu idzie mi świetnie. Mam już kawałek.
Wiem, że już przyzwyczailiście się do takiej Megan, ale po prostu no nie mogę no...
Mogę wam dać, to co napisałam od początku:

- Megan! - dźwięczny głos Marthy rozległ się po całym domu i odbijając echem od ścian, trafił do moich uszu. - Obiad!
Przy zderzeniach z drewnianymi schodami, moje stopy wydawały głuche dźwięki, wyciszone wełnianymi skarpetkami.
- Co się stało? Co to za mina? - jej usta wygięły się w pokrzepiającym, ciepłym uśmiechu.
- Męczący dzień w szkole i tyle. - odwzajemniłam gest.
- Twój tata niedługo wróci z pracy, a potem całe święta spędza z nami, wiesz? - powiedziała z udawanym entuzjazmem. - Znając Johna pewnie znowu będzie miał 'pilną sprawę' i nici z kolacji wigilijnej.
- Martha, spokojnie. Może w tym roku będzie inaczej... John obiecał mi, że się postara.
- Czemu nie mówisz do niego 'tato' czy 'ojcze'?
- Dobrze wiesz, że już dawno przestał być moim ojcem.
- Oj... Chodź tutaj, mała. - pokazała dłonią, bym do niej podeszła, po czym zamknęła mnie w matczynym uścisku. To znaczy, byłby matczyny, gdyby tylko Martha była moją matką. - Tęsknisz za nią, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... Dziękuję.
- Za co?
- Czasami zastępujesz mi obojga rodziców, wiesz?
- Nie ma za co, myszko. Idź, nałóż sobie spaghetti, bo zaraz wystygnie. - zachichotała, czochrając moje, już i tak poczochrane, rude fale do pasa.

Moim zdaniem jest o wiele lepiej.
To byłby pierwszy rozdział.

Kto chce, żebym pisała dalej to, a kto, żebym zaczęła od nowa?
Głosujcie w ankiecie (pod notkami razem ze wszystkimi gadżetami)

Kocham was,
Torii xx

2.06.2013

Rozdział 3. 'Ten koleś w parku...'

Po lekcjach Mel, Rafał i Fabian spotkali się przed szkołą.
- No a wtedy Bun jej na to 'wymiotowałam'. - skwitował Rafał.
- Tsa. Ona nigdy nie grzeszyła inteligencją. - roześmiali się.
- Cześć! O czym gadacie? - podeszła do nich Julia, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha. Pocałowała każde z nich w policzek. - Boże, ale miałam jazdę na matmie.
- O, no to chyba nie słyszałaś o przygodzie Meli. - zaśmiał się brunet. (przyp. aut. dopóki nie skończyłam zakładki o bohaterach, jesteście zmuszeni do zastanawiania się, kto jest brunetem, a kto blondynem, ale teraz się zlituję - tutaj chodzi o Fabiana. Rafał jest blondynem ;))
- Ekhm.
- Przepraszam. O przygodzie Bun.
Fabian szybciutko streścił jej cały dzisiejszy dzień.
- Wow. Okej, dobra, miałaś gorzej. - skomentowała Julia.
- Ta, ta.
- Buni, coś nie tak? - zainteresował się Rafał. - Jesteś jakaś nieobecna.
- No wiem no... Ciągle myślę o takim typie z parku...
- Tym, o którego się otarłaś i który poraził cię prądem? - Fabian zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
- Oj zamknij się. Nie o to chodzi, że mi się spodobał. Coś mi się w nim właśnie nie spodobało.
Oczy Julii zapłonęły na lazurowo, a potem na czarno.
- W tym sensie?
- Tak, właśnie w tym.
- Ale Dół czy Góra?
Rafał i Fabian patrzyli na nie jak na idiotki.
- Sądzę, że Góra. Nie wyglądał mi na Dół, przecież oni tam są brzydcy, a on był niczego sobie, prawda? 
- Nie wiem, nie gapię się na facetów w TEN sposób. - parsknął Fabian.
- Dzięki. - Melania szturchnęła go w ramię. - Macie szluga?
Cała trójka spojrzała po sobie.
- Nie. I zadecydowaliśmy, że od dzisiaj nie palisz. - przemówiła Julia w imieniu grupy.
- Kiedy tak zadecydowaliście?!
- Dziś, jakąś godzinę temu.
- Ugh. No dobra. Ale nie będziecie mnie kontrolować w domu. Ha!
- Ale w domu nie zapalisz, bo są twoi rodzice.
- A jeśli ich nie będzie?
- Dobrze wiesz, że wyczują zapach w mieszkaniu.
- Dobra, macie mnie. Jeśli wam się uda i naprawdę rzucę palenie, to przysięgam, że całkiem się zmienię i wrócę na Górę.
- Haha, dobra dobra, aż tak nam nie wierzysz? - grupka wybuchnęła śmiechem, jednak Mel nadal była myślami bardzo daleko. Nadal rozmyślała nad burzą brązowych włosów i idealnie błękitnymi oczami...
- Ziemia do Melanii... - Rafał pomachał jej ręką przed twarzą.
- Co? - otrząsnęła się. - A, tak, tak. Możesz powtórzyć?
- Pytałem, czy idziesz ze mną jutro do kina. Wiesz, piątek, wieczór, ty, ja, popcorn z masłem we włosach, cola rozlana na podłodze, a my roześmiani z ckliwej, romantycznej historii... - Fabian prasknął śmiechem, a Rafał spojrzał na niego z ukosa. - Masz jakiś problem, glucie?
- Glucie? - udał obrażonego. - Myślałem, że się przyjaźnimy...
Bun jak zaczarowana zaczęła odchodzić od grupy, w ogóle nie kontaktując.
On.
Podbiegła do niego z uśmiechem na twarzy.
Czemu, do jasnej anielki, się uśmiecham? Przecież on jest z Góry, a ciebie stamtąd wygnano, pomyślała.
- Cześć.
Brunet spojrzał na nią zdziwiony, a po chwili skojarzył jej twarz. Jego mina sposępniała.
- Czego chcesz? Myślisz, że jeśli zaprzyjaźnisz się z kimś z Góry, od razu tam wrócisz?
- Chcę tylko wiedzieć, jak masz na imię. - wyszeptała i spuściła głowę, rumieniąc się.
- Maks. - gdy zauważył, że dziewczyna nadal stoi w tym samym miejscu i lustruje go od góry do dołu (przyp. aut. bardzo dziwny żart XD ahahhahah ;p), spytał: - Co jeszcze? - westchnął.
- Daj mi swój numer telefonu.
- Bo?
- Bo jutro idziesz ze mną na spacer.
- O nie, na pewno nie wstawię się za tobą u Boga.
- Nie o to proszę, głupku. Chcę po prostu pogadać.
Zaintrygowany chłopak, mimo świadomości, że postępuje źle, wręczył dziewczynie swój numer.
- Zadzwonię dziś koło szóstej. Masz odebrać. - odeszła i z uśmiechem na twarzy, gniotła w ręku mały skrawek karteczki z zapisanymi dziewięcioma cyferkami.

----------------------

Jest aż tak źle? :D
Dobra, może ja lepiej nic nie mówię. xd
Topranoc ;)
Torii xx