Siedziałam przy Domingu i tamowałam ten krwotok, nie zwracając uwagi na samego Hiszpana. Nagle chłopak zaczął się krztusić. Przerażona udrożniłam mu drogi oddechowe i przeszło mu, ale stupy na szyi popękały, więc nie mogłam przestawać uciskać rany.
Domingo otworzył oczy.
- To... - wychrypiał. - To... To była...
- Ćśś... Nie wysilaj się. Ledwo odzyskałeś przytomność...
- Eleanor - udało mu się wypowiedzieć.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Elka?! Dobra, nie odpowiadaj. Pogadamy potem.
Charlie podbiegł do nas i złapał mnie od tyłu, żeby się zatrzymać.
- Nick jest w szopie. Leżał sobie po prostu w kącie, za wielkim stogiem siana.
- Dobra. Pomóż mi i weźmy go do środka. Nie może tu leżeć. - szybko dodałam, tym razem ciszej, żeby tylko on mnie usłyszał. - Ale idziemy POWOLI, wiesz. - mrugnęłam porozumiewawczo.
Charles uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek. (przyp. aut. AWWW! :333)
Chwyciliśmy z udawanym wysiłkiem Hiszpana i ruszyliśmy żółwim tempem do oboroszopy, czymkolwiek to było. Dotarliśmy tam po jakichś 2 minutach, bo Domingo nie leżał daleko. Ułożyliśmy go na stogu, jednym z podajże osiemnastu. Nicolas nadal siedział w kącie, tak, jak określił to Charlie, i słuchał muzyki ze swojego MP4. Hmm... Ciekawe, czego akurat słuchał... Nirvana albo Glee.
Charlie zajmował się rannym chłopakiem, a ja podeszłam do Nicka. Wyciągnęłam... Nie, to złe określenie. Wyrwałam mu słuchawki z uszu i usiadłam koło niego.
- Dlaczego? Powiedz mi tylko, dlaczego? Wiesz, że staramy się żyć tak, jak oni. Mama by tego chciała. Johnathan tego chce. Zróbmy to dla mamy...
- Mama chciałaby, żeby ojciec zginął a Martha była naszą opiekunką. Widać na kilometr, że kocha nas bardziej niż on.
Ach, z tego wszystkiego zapomniałam napomnieć, że Martha to nie nasza biologiczna matka. To nasza macocha. Nasza matka, Cathrine Burton, zmarła na raka, gdy miałam 2 miesiące, a Nicolas około 3 latek. Od razu wprawne oko zauważy, że powinniśmy nazywać się Megan Burton i Nicolas Burton, ale nasz walnięty ojciec stwierdził, że nie będzie nas karał nazwiskiem brzmiącym jak beknięcie.
- Nie mów tak - odpowiedziałam, ale w gruncie rzeczy wiedziałam, że to prawda.
- Pytałaś, dlaczego to zrobiłem? Może w naszym 'ludzkim' wieku jestem starszy, ale wampirem jestem krócej. Gdzie sięgam pamięcią widzę cię z kłami... - zażartował, a ja wbiłam mu łokieć w żebra. - No dobra, dobra. Więc rozumiesz, moje pohamowanie jest mniejsze niż twoje czy Charliego, który z tego co się dowiedziałem, jest jednym z nas od 5 lat.
- Ha, jestem starsza! - powiedziałam z dumą i zaśmiałam się. - Idę zobaczyć co u tych czopków.
- Leć, bo jeszcze potną się papierem.
- Haha, bardzo śmieszne! - podbiegłam do mojego chłopaka i pokrzywdzonego przez Nicka.
- Pamiętasz coś jeszcze? - skierowałam pytanie do Dominga, przytulając się do Charliego. Ten swoimi umięśnionymi rękoma objął mnie, a ja przyjrzałam się bliżej jego przedramionom.
ŻE. CO?!
Spojrzałam na Lightbody'ego, który najwyraźniej nie zauważył, że dopatrzyłam się u niego śladów po runach. Zignorowałam na razie ten fakt, a to nie było łatwe.
Domingo złapał się za głowę.
- Nie mam pojęcia. Jestem tylko pewien, że wiem, kto to zrobił.
- Przepraszam, muszę porozmawiać z Nickiem. - poszłam do brata, wywołując zdziwienie na twarzach Charlesa i Hiszpana.
- On myśli, że to ona to zrobiła. - rzuciłam do Nicolasa. - El.
- Czyyyyżbyyyy? - mrugnął do mnie.
- Maczałeś w tym palce, prawda?
- Trosz...
- NICOLAS! Jesteś straszny.
Odeszłam do Dominga i Charliego, który go opatrywał.
- O czym gadaliście?
- O jedzeniu.
- Normalne. Zabandażowałem go i zanim reszta przyjdzie rany powinny się zespolić.
- To dobrze. Tak w ogóle, gdzie oni są?
- Wyszli na spacer? Nie wiem.
Jak na zawołanie w tym czymś pojawili się Lou, El, Cher i Tam.
- Hej, ludzie! - zawołała jakoś dziwnie radosna Cher. - Mama Lou powinna niedługo, czytaj: najdłużej za 20 godzin, przyjechać!
- A my nie mamy gdzie ćwiczyć do castingu. - dodał trochę mniej wesoło Louis. Coś się stało. El rzuciła Lou?!
- Boo, możemy pogadać?
- Jasne, coś się stało?
- Nic specjalnego. Chodź, przejdziemy się.
Lightboyd złapał mnie za dłoń i przyciągnął mnie do siebie.
- Tylko go nie podrywaj - wymruczał mi na ucho. Zaśmiałam się i cmoknęłam go przelotnie.
- To już oficjalne? - Tamara rzuciła się na siano.
- Tak - Charlie uśmiechnął się z dumą. Pewnie jeszcze trochę o tym gadali, ale ja wyszłam z Louim i nic nie słyszałam.
- Więc... O co chodziło?
- Eleanor z tobą zerwała, prawda?
Tommo nie odpowiedział.
- Wiedziałam. Czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo to zdarzyło się dziś rano, kiedy jeszcze spałaś. Nie chciałem cię budzić.
- Oj, Tomlinsonku... - objęłam go ramieniem w przyjacielskim geście.
- Dzięki. - uśmiechnął się blado. - Więc możesz zacząć działać.
- Że co? - nie do końca wiedziałam o co mu chodziło.
- Możesz mnie swatać z Cher. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Naszą rozmowę przerwał nieprawdopodobny pisk.
- O mój boże! - krzyknął Lou i pociągnął mnie za rękę. Wlokłam się za nim, ale moim najwolniejszym tempem biegu i tak go wyprzedziłam. - To Elka!
Dopiero teraz w tym pisku rozpoznałam głos Eleanor. Dźwięczny, kobiecy. Cała El.
Dobiegliśmy do szopoobory (fajne określenie, nie?) i zobaczyliśmy ją.
Leżała na ziemi, wijąc się w nieludzkich spazmach. Oczy miała całe białe, a jej usta były pełne krwi...
O matko.
- Charlie! - darłam się w niebogłosy. - Charlie!
Lightbody zjawił się koło mnie, a ja powiedziałam mu to, czego nie mogłam przy Domingu.
- Widziałam twoje runy.
-----------------------------------------------------------
Jest cholernie krótki i nudny, ale tyle się nad nim nasiedziałam, że aż mnie głowa boli. Jest godzina 23:23 (KTOŚ O MNIE MYŚLI! *-*), a ja od 20 siedzę nad rozdziałem.
PIĘKNIE PLOSEM O TE CTELY KOMENTAZE, DOBLA? :')
Plus!
Proszę, rozpowiedzcie innym o moim blogu innym, okej? JEŚLI JESTEŚ TU I CZYTASZ TEN ROZDZIAŁ DZIĘKI KOMUŚ, NAPISZ NICK TEJ OSOBY W KOMENTARZU I DOPISZ, ŻE TA OSOBA CIĘ TU ZAPROSIŁA :)
Na inicjatorów komentarzy czekają nagrody! :p
Dobrej nocki, kochani,
Torii xxx
Wow, ale krwisto XD Świetny rozdział. Zaczynaj się męczyć od nowa, bo chcę następny ♥
OdpowiedzUsuńCo to runy, tak na marginesie? c:
OdpowiedzUsuńMęcz , się męcz. Świetny rozdział, choć trochę przeraża mnie ta krew. Ale o to pewnie chodzi :D
OdpowiedzUsuńOoo, ale fajnie ;) czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuń