- To może ja zrobię kawy? - spytałam
niepewnie, więc Charlie spojrzał mi w oczy.
- Ja dziękuję. Mike? - zwrócił się
do Michaela.
- Ja również.
Przeniosłam wzrok na czubki moich
palców u stóp, które nagle stały się cholernie interesujące.
Zauważyliście, że kiedy się
denerwuję, bardzo często używam słowa 'cholera' i pochodnych tego
wyrazu? Boże.
Ktoś ujął moją dłoń. Uniosłam
głowę by móc zrównać się wzrokiem z cudownymi, lazurowymi
oczami, które obserwowały mnie bacznie, chłonąc każdy fragment
mojej twarzy i ciała.
- Tak bardzo tęskniłem... -
widziałam, słyszałam, czułam głębię tych słów, nie były
rzucone na wiatr, wiedziałam to. Zbliżył się do mnie i musnął
swoim nosem mój. Usłyszeliśmy chrząknięcie Mike'a za naszymi
plecami, a potem wesoły śmiech, który spowodowany był naszą
gwałtowną reakcją, to jest odsunięciem się od siebie.
- Spokojnie, gołąbeczki, zostawię
was samych. - zaczął się cofać do salonu. Szybko pokręciłam
głową i ruszyłam za nim.
- Nie, już okej. Przywitaliśmy się,
prawda, Charlie?
- Prawda.
Weszliśmy do dużego pokoju i
opadliśmy na białą, skórzaną sofę.
- Co robimy? - spytałam chłopaków. Odpowiedziało mi westchnięcie (ze strony Charliego) i jęk (od Mike'a). - Halo, czy tylko ja tutaj mam myśleć? John za jakiś czas na pewno się dowie, co jest grane i przyjedzie po mnie, czego cholernie nie chcę!
Oboje zauważyli moje zdenerwowanie, gdyż użyłam słowa 'cholernie'. Spojrzeli po sobie, więc najwyraźniej myśleli o tym samym.
- Może zostaniesz tutaj, zmienisz nazwisko, a tacie powiesz, że pojechałaś do ciotki w Madrycie? - zażartował Michael, ale spiorunowałam go wzrokiem, więc odchrząknął i powiedział - Skoro uciekłaś od Charliego, może po prostu wyjaśnisz sobie wszystko z nim i wrócisz do Doncaster?
- To nie będzie takie proste...
- Bo?
- John będzie zadawał mnóstwo krępujących pytań.
- No to odpowiesz krótko i zwięźle: 'Martha o wszystkim wie'. Proste. - wtrącił nagle Charlie.
- Fakt. Ale najpierw muszę z tobą pogadać, blondi.
Westchnięcie.
- No, okej.
- To ja zostawię was samych i pozbieram twoje rzeczy z łazienki, bo znając kobiety, już się rozgościłaś.
- Prawda - zachichotałam.
Mikey wbiegł do góry po schodach i zniknął gdzieś na piętrze.
- Więc... mów, o co chodzi.
- Od czego by tu zacząć? - Charlie westchnął głęboko. - Wiesz, jestem kimś w rodzaju księcia Plisandorów, jestem czwarty w kolejce do tronu. Nie, nie chcę objąć władzy, nie martw się. Po prostu mój ojciec uznał, że sam wybierze mi żonę, a że my żenimy się szybciej, niż wy, Rokinierzy, wyszło jak wyszło.
- Dlaczego akurat Heather? Bo ma takie śliczne, niebieskie oczy? Czy przez jej długie, kruczoczarne, lśniące włosy?
- Nie wiem. - odpowiedział szybko.
- Nie kłam.
- Ona jest księżniczką. Ale nie martw się, z innego ojca. I jest dopiero szesnasta w kolejce.
- Oh. - spuściłam głowę. - Więc Mike... Mój Mikey jest...
- Tak. Twój Mikey jest księciem Plisandorów. Aha, dorzucę do tego jeszcze, że jest pierwszy w kolejce do tronu.
-----------------
Pisałam to tak cholernie szybko, żeby tylko zdążyć i napisać ten rozdział dziś. Przepraszam, że taki kiepski, mało sie dzieje...
Do jutra,
Torii xx
To, co, że się mało dzieje. Mi się podoba. Jest zajebisty. <3
OdpowiedzUsuńHah. Ja też gdy się denerwuję nad używam słowa - cholera.
Nie chcę, żeby John ją gdzieś zabierał. Ma zostać z tymi wariatami. Koniec i kropka.
Mikey pierwszy w kolejce do tronu? Uhym. No, no. Aż korci mnie ciekawość. No, cóż. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. :)
PS: Przepraszam, że tu spamuje. Jeśli ci to przeszkadza, po prostu to omiń. Chciałabym, żebyś wyraziła swoją opinię na tym blogu -
http://u-nder.blogspot.com/ :)