16.05.2013

Chapter XI. 'I've never thought that I'll ever meet you again'

*kilka łez, kroków i rudych loków później*

Zwróciłam uwagę na to, dokąd jadę, dopiero po 10 minutach. Rozejrzałam się dookoła. Okej, autobus numer 244, czyli on jedzie na... A tak. Na lotnisko. Doskonale. Wyjęłam z małej kieszonki w plecaku telefon, 13:26. Wysiadłam na przystanku koło lotniska.

***

- Najbliższy lot do Pekinu jest o 14:30, ale o 14:00 jest jeden do Madrytu. Jeśli się pani pospieszy, może zdąży pani na odprawę.
- Dziękuję bardzo. - uśmiechnęłam się do miłej pani w kasie. - W takim razie poproszę jeden bilet do Madrytu.
- Z powrotem też?
Milczałam.
- Nie. - odpowiedziałam po chwili.
Kobieta wręczyła mi bilet, a ja pospiesznie odeszłam w stronę odprawy. Zdążyłam, ledwo. 
Przez moment bałam się, że dostałam bilet koło jakiegoś starego gbura, ale moim sąsiadem okazał się jakiś brunet, najprawdopodobniej w moim wieku, może troszkę starszy.
Przystojny.
Megan, o czym ty myślisz?! Masz Charliego! I chyba właśnie dziś się z nim zaręczyłaś.
Włożyłam słuchawki w uszy i z mojego iPoda poleciała piosenka, którą kochałam ponad wszystko.
Everybody hurts. [włącz to. TERAZ.]
Mimowolnie po moich policzkach pociekły samotne łzy. Dlaczego poznałam Charliego? Dlaczego Alexandra popełniła samobójstwo? Dlaczego nikt z rodziny nie poszedł do niej, tylko JA? Dlaczego musiałam wpaść na pewną osobę, która kupiła mi potem kawę? Dlaczego pojechałam na ten cholerny ślub? Dlaczego do jasnej ciasnej zamknęli mnie w jakimś gospodarstwie z Charlie'm, który właśnie tam wyznał mi miłość? 
I dlaczego, głupia, zgodziłaś się, gdy ci się oświadczył?!
Poczułam szturchnięcie. Wyłączyłam muzykę i spojrzałam na towarzysza lotu.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytał chłopak z troską w glosie. Cholera, znam skądś tą barwę... I cholera, muszę się odzwyczaić od tego słowa. - Michael. - chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja spojrzałam mu w oczy.
O.
Mój.
Boże.
Otarłam łzy i uścisnęłam jego dłoń, przedstawiając się szeptem.
- Megan.
Chłopak otworzył szeroko oczy, ale nie cofnął dłoni.
- Myślałem, że usunąłem cię z mojego życia.
- Ja zawsze wracam.
I co wtedy zrobił?
Przytulił mnie. Najzwyczajniej w świecie.
- Przepraszam, Meg... - powiedział cicho, a ja znowu się rozpłakałam. - Dobra, nie myślmy o tym. Dlaczego lecisz do Madrytu?
- Uciekam.
- Od kogo? - zdziwił się. - John aż tak ci podpadł? Weź, to już przesada, nie uciekaj z kraju przez głupią kłótnię...
- Nie od Johna.
- to od kogo?
- Od mojego narzeczonego.
Michael zdjął rękę z mojego ramienia i spojrzał mi w oczy.
- Zabolało, wiesz? Tutaj. - wskazał na miejsce na swojej klatce piersiowej, gdzie, według większości biologów, znajduje się serce.
I stało się.
Michael mnie pocałował.
A ja nie zaprotestowałam.
Oj, Megan, czasami wątpię, czy ty potrafisz coś zrobić dobrze.
To było takie... niebezpieczne. Ale nie tak, jak to było z Charliem, gdy zrobił to po raz pierwszy, bo wtedy wiedziałam, że chodzi o stosunki Rokinierów i Plisandorów.
Tu było gorzej. Czemu?
Michael jest Plisandorem.
Tylko.
A ja jestem wampirzycą. I w dodatku Rokinierą.
Dlatego jest mi strasznie źle z tym, że Charlie wie tylko o jednym moim sekrecie. Fakt faktem Michael wie i o tym, i o tym, ale mógł pogodzić się tylko z jedną z moich 'części' - tym, że jestem Rokinierą. Wampir to dla niego za wiele. Więc uciekł ode mnie. Miałam nadzieję, że już nie wróci, jednak, jak widzę, mylną.
Delikatnie odsunęłam się od niego.
- Właśnie powiedziałam ci, że uciekłam od narzeczonego, a ty reagujesz w TEN sposób? - zapytałam całkiem spokojnie.
- Zawsze chciałem to zrobić, przepraszam.
- Nienawidzę przeprosin.
Michael milczał, po chwili oboje oparliśmy się o nasze fotele i zapięliśmy pasy, bo miła stewardessa obwieściła nam, że zaraz lądujemy.

***

Wysiedliśmy z samolotu w ciszy, którą przerwał brunet dopiero na lotnisku.
- Masz gdzie się zatrzymać?
- Nie, przyjechałam tu z zamiarem zatrzymania się na chwilę w jakimś hotelu.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął na jakąś uliczkę. Tam stał zaparkowany mały, zielony garbusek.
- Serio? -parsknęłam, jednak chłopak tylko otworzył samochód i siadając na siedzeniu kierowcy, rzucił:
- Nie marudź tylko wsiadaj.
Nie wiedząc, dokąd zamierza mnie zabrać, wykonałam polecenie. Zapięłam pasy, a mój kierowca ruszył. Jechaliśmy jakąś odludną dróżką około pół godziny. Dojechaliśmy nad morze, do malutkiego (no dobra, nie takiego znowu malutkiego) domku.
- Ty tu mieszkasz?! - zdziwiłam się.
- Długa historia. Wchodzisz czy nie?
Postanowiłam skorzystać z propozycji. W środku Mike zaprowadził mnie do pokoju, wyraźnie w kobiecym stylu, wystylizowanego w czerwieni i błękicie.
- Normalnie mieszka tu Heather, ale wyjechała do Stanów. A chyba wolisz to od pokoju gościnnego, prawda?
Przełknęłam ślinę.
- Heather? - spytałam zdławionym głosem.
- Moja siostra, nie pamiętasz? Jest w twoim wieku - roześmiał się.
Westchnęłam (z ulgą?) o postanowiłam się rozpakować. Michael ze zdziwieniem obserwował każdy mój ruch. Spojrzał na plecak wielkości szkolnej torby.
- To wszystko, co wzięłaś ze sobą, wyjeżdżając z kraju.
- Tak, ale nie martw się. Idziemy na zakupy.
Wsadziłam wszystko jak leci do szafki, którą wskazał mi Mike.
- Teraz? - uniósł brwi. - Niezła jesteś. Właśnie przyleciałaś do Madrytu, w samolocie spotkałaś ultraprzystojnego przyjaciela z przeszłości i on NO WIESZ CO. A teraz chcesz iść na zakupy.
- Ultraprzystojny? Nigdy nie grzeszyłeś skromnością. - chwyciłam telefon, portfel i dokumenty, schowałam je do kieszeni i wzięłam Michaela za rękę.
- Wiesz co? - zaczął Mike. - Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie płoniesz na słońcu albo czemu starzejesz się tak jak my.
- To, że jestem Rokinierą wpływa na moje wampirze właściwości i większość neutralizuje.
- A czego nie?
- Nadnaturalnej szybkości i czasem siły.
- Czasem?
- Uaktywnia się, gdy musi.
Michael zatrzymał mnie koło siebie. 
- Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.
Zachichotałam, a Mike objął mnie ramieniem. Wyjęłam komórkę z kieszeni i znieruchomiałam.
7:38 PM.
A, nie, nie dlatego. (przyp. aut. Boszzz, Meg jest tak nieogarnięta jak ja! XD)

17 nieodebranych od Charlie xx
2 nieodebranych od Ojciec.
31 nieodebranych od Martha :)
3 nieodebranych od Tammyy! <3

- Co się stało? - Michael spojrzał w mój telefon i syknął. - Oddzwoń do kogoś.
- I co ja im powiem?
- Najlepiej prawdę.
- Zadzwonię do Nicka.
Piiiip...
Pii...
- Boże, Megan, do jasnej cholery, gdzie ty jesteś?!
Ah, tak.
Odebrał Charlie.
- Wyjechałam do Michaela. Niedługo wrócę. Powiedz Tamarze, Marcie i Nicolasowi, ok? Buziaki! - rozłączyłam się.
- Charlie to twój narzeczony?
- Tak...? - ruszyliśmy dalej.
- Charles Lightbody? - upewniał się.
- Tak. O co chodzi?
Mike spojrzał na mnie przerażony.
- Plisandor?
- Tak... - spuściłam głowę.
Po chwili ciszy odważył się na wyznanie.
- Znam go. Plisandor i wampir. A najgorsze jest to, że...

--------------------------
A co, będę chamska i skończę w takim momencie :333
Czekam na komentarze, oczywiście bez jakiegoś tam, że mają być 4 i więcej. To nie ma sensu :D
Dobra wiadomość!
Kończę już pisać rozdział XIII! :D

Miałam najpierw dodać historię Melanii, ale chyba ją skończę... No, przynajmniej na razie. Potem wplotę to w wątek Megan.
Jutro wezmę się za zakładki.
Buziaczki! ;)))
Torii xxxx

2 komentarze:

  1. Bosh, chamska Ty! :c Było takie napięcie, a Ty tu rozdział kończysz! :c Dumdumdum.... Nie wiem co jeszcze napisać oprócz tego że znowu świetny rozdział. <33333
    A i przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale trochę czasu brakło, a potem sobie linka do Twojego bloga nie mogłam przypomnieć xdd Ale przypomniało mi się na szczęście :33

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty chamie, policzę się z tobą w szkole :p :p :p
    No ale rozdział znowu świetny. Te o Megan są fajowe, te o Melanii trochę mniej, ale też :)
    PS Myślę, że wiesz, kim jestem :p

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś - zostaw komentarz. Ucieszę się nawet z tych niepochlebnych :)
+
Każdy następny rozdział pojawi się po 4 komentarzach przy poprzednim ;p