7.08.2013

Chapter XIV. '- Who knows? - Only you.'

Nawet nie krzyczałam, kiedy robił ze mną co chciał. No bo co miałam zrobić? Drzeć się wniebogłosy, kiedy nikogo nie było? Nie zrobiłam dosłownie nic. Poddałam się, jedynie modląc się w myślach.
'Panie Boże, jeśli w ogóle istniejesz, spraw, by ten... znaczy się, żeby Michael nie... Oh, kurczę, nawet nie wiem jak to sformułować. Ale ty chyba dobrze wiesz o co chodzi.'
Pozbierałam myśli i jakąś minutę później kontynuowałam modlitwy.
'Proszę tylko, żebym nie zaszła w ciążę.'
Sama nadal nie do końca rozumiem, jak to jest, że w obliczu gwałtu przez najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, jedyne, o czym mogę myśleć to Charlie. To byłoby dla mnie ogromnym ciosem, gdybym nosiła w sobie dziecko, w dodatku nie Charles'a.
Jego wzrok. Nie zły. Nie smutny. Nawet nie szydzący.
Po prostu rozczarowany.
Mike chyba zauważył, że nad czymś rozmyślam, albo w końcu zwrócił uwagę na cienkie strużki tuszu do rzęs ściekające po moich policzkach, bo przerażonym wzrokiem szukał mojego spojrzenia.
- O cholera! Ty zamierzasz im powiedzieć, prawda? - miał większe oczy niż kiedykolwiek wcześniej.
Cisza.
- Megan! - wydarł się i potrząsnął moimi ramionami. Byłam wykończona.
- Nie powiem. - wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
W końcu był zadowolony ze swojej 'pracy' i zaczął się ubierać. Po chwili wyszedł, na odchodne rzucając:
- Mam nadzieję.

***

Dni mijały, a ja nadal nie czułam się dobrze. Na każde pytanie Charliego odpowiadałam 'jest okej', oczywiście, sprzecznie z prawdą. Po dziesięciu dniach poprosiłam go o to, żeby pomógł mi się spakować.
- Wracamy? - zdziwił się. - Myślałem, że masz dość Johna.
'Ale Michaela jeszcze bardziej', pomyślałam.
- Po prostu tęsknię za domem, za Marthą... Proszę, Charlie... To dla mnie ważne.
Westchnął głęboko i otworzył swoją walizkę.
- No to długo tu posiedzieliśmy. - powiedział żartobliwie. Uśmiechnęłam się smutno i zaczęłam składać fioletowo-czarną koszulę. - Dowiem się, co jest nie tak?
- Nic, naprawdę. Po prostu źle się ostatnio wysypiam, tyle.
Chyba go nie przekonałam, ale tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Kiedy zanosił nasze walizki na dół, skorzystałam z okazji i wbiegłam do łazienki. Musiałam wiedzieć.
- Nie, tylko nie pozytywny, nie pozytywny... - modliłam się.
Na teście pojawiły się dwie, pionowe kreseczki.

***

- Ejejejej, Słońce, co jest? - spytał Charles, kiedy zbiegłam na dół. Nie wiem, o co mu chodzi. Jestem tylko pandą z zapuchniętymi oczami i dzieckiem gwałciciela w brzuchu.
- Nic. - otarłam makijaż i wsiadłam do taksówki.
- Nie pożegnasz się z Michaelem?
- Dzięki, już się z nim pożegnałam - wymsknęło mi się. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej (nastrój, obowiązuje do końca rozdziału. Kiedy piosenka się skończy, a ty nadal będziesz czytać, kliknij replay). Zakryłam usta rękawem beżowego sweterka,próbując nie płakać. Jak na tą porę roku i na Hiszpanię, było dość zimno - tylko 20 stopni. Wsadziłam słuchawki do uszu i odizolowałam się od świata. Poczułam czyjąś dłoń na mojej i odruchowo odsunęłam się. Chyba już nigdy nie będę żyła normalnie. Westchnęłam głęboko i przemogłam się, kładąc głowę na ramieniu Charliego, ale w pełni gotowa, żeby w razie wu ją zabrać. To było okropne. Czułam, że już nigdy nikomu nie zaufam. Przed oczami nadal miałam widok uśmieszku Mike'a, mówiącego mi, że Charles wyszedł. Miałam mdłości, kręciło mi się w głowie, a to wszystko przez tego głupiego dzieciaka.
Aha, czyli jednak Bóg nie istnieje.
Albo zasłużyłam sobie na 7 lat cierpienia, żeby trafić do nieba.
Prędzej to pierwsze.
Nie wiem, komu powiem o ciąży pierwszemu, na pewno nie będzie to ani Martha, ani John, ani tym bardziej Charlie.
Wiem.

***

- LouLou? - zapytałam, kiedy usłyszałam 'Halo' po drugiej stronie.
- Meg! - ucieszył się. - Co tam?
- Masz czas spotkać się dziś za dwie godziny? - spytałam przez łzy.
- Będę u ciebie za piętnaście minut.
Rozłączył się.
Za to go kochałam - był gotowy o każdej możliwej porze spotkać się ze mną, jeśli to ważny powód. Od razu to wyczuwał.
Dziesięć minut później Louis siedział w moim pokoju.
- Jesteś przed czasem - stwierdziłam, wpuszczając go do domu.
- Mam rzut beretem, mieszkamy koło siebie. Nie zmieniaj tematu, co jest?
Bez słowa wyjęłam test ciążowy z torebki i podałam go BooBearowi.
- Co do cholery?! Megan! - spojrzał na mnie wzrokiem z serii 'ty głupia dziwko'. Super. - Kto jest ojcem? - spytał roztrzęsiony.
- Louis, ciszej. - szepnęłam. - Zostałam zgwałcona. - ledwo wypowiedziałam te słowa, ja prawie siebie nie słyszałam, a co dopiero Lou, więc powtórzyłam nieco głośniej, ale nadal bardzo cicho. - Louis, on mnie zgwałcił.
Cisza.
Długa.
W końcu Tommo odezwał się.
- Kto wie?
- Tylko ty. Zadzwonisz po Tamarę?
- Ona już tu jedzie - rzucił. - Kto jest ojcem?? - ponowił pytanie.
Milczałam. Wiedziałam, że jest w stanie pojechać do Hiszpanii i porządnie potraktować Michaela za to, co mi zrobił. - Megan, do jasnej cholery, KTO JEST OJCEM TEGO PIEPRZONEGO DZIECKA?! - wydarł się. Na szczęście nikogo nie było w domu, Martha z Johnem wyszli na kolację. - K. T. O. - literował.

***

Dwa dni później Louis i Tam zaprowadzili mnie, prawie siłą, do ginekologa. Lekarz powiedział, że wszystko rozwija się zgodnie z planem, jednak kiedy weszłam do gabinetu i powiedziałam mu, że jestem w ciąży, spojrzał na mnie pogardliwie.
- Więc jest pani obecnie w trzecim tygodniu ciąży, płód rozwija się prawidłowo. Aktualnie termin możemy ustalić na marzec przyszłego roku.
Załkałam cicho.
- Coś nie tak? - spytał dosadnie. - Możemy wykonać aborcję...
- Nie. - ucięłam szybko. - Urodzę to pieprzone dziecko. A potem pojadę do tej cholernej Hiszpanii i wcisnę mu je w ręce, mówiąc 'masz. To chyba twoje.' - mówiłam przez łzy.
Lekarz był zdziwiony moimi słowami.
Nagle na salę wbiegł zdyszany Lightbody.
'Dziękuję, panie Boże. To było już chyba poniżej pasa.', pomyślałam, zaciskając pięści.
- Nie może pan tu być. - ginekolog wyprosił go.
- Skąd wiesz? - spytałam go sucho.
- Kto jest ojcem, Megan? - zignorował moje pytanie. Nie odpowiedziałam. - Kto jest ojcem tego dziecka?! - wykrzyczał chyba na całą przychodnię. Zrobił się cały czerwony i nadal mocno dyszał.
- Michael. - spuściłam głowę. On tylko parsknął z niedowierzaniem śmiechem i wyszedł, trzaskając białymi drzwiami.
--------------------

WAŻNA INFORMACJA!
Powoli, no może nie aż tak powoli, zbliżamy się do epilogu.

ROZDZIAŁÓW DO EPILOGU: 3, SŁOWNIE: TRZY.

Nie owijajmy w bawełnę, to opowiadanie nie jest jakimś mega-cudownym tworem i chyba nikt nie będzie za nim tęsknić, co wnioskuję po ankiecie. Hej, dzięki, teraz już wiem, że piszę masakrycznie.

Enjoy, trochę nad tym siedziałam. KONIECZNIE WŁĄCZCIE NASTRÓJ W DANYM MOMENCIE, A KIEDY SIĘ SKOŃCZY, KLIKNIJCIE REPLAY. <3

Miłego popołudnia,
Torii xx

Na szybko

Hej,
ja tak szybciutko - jeszcze dziś pojawi się rozdział. Piszę, bo wiem, że niektórzy już się zniechęcą i niedługo nikt nie będzie tu zaglądał, bo nie ma rozdziału. Przepraszam za nieobecność, ale nie zamierzam się tłumaczyć.

Do dzisiaj,
Torii xx

7.07.2013

Łapajta, dziewoje! :D

Boże, odwala mi XD

No, łapcie link do drugiego opowiadania o Megan, tego nowego :)
http://ginger-imagination.blogspot.com/

Torii xx

6.07.2013

Chapter XIII. 'Why life is so brutal?' PART TWO

- Ja.. Ja... Co? - nie potrafiłam poskładać zdań. Mój mały Mikey (no, już nie taki mały, no ale ten), ten Mikey, który bawił się ze mną lalkami Barbie, który kiedy zwymiotowałam w przedszkolu, wziął to na siebie, który jest ze mną od zawsze.
Michael Facelin, Król Plisandorów.
To brzmi cholernie dobrze, pomyślałam z trwogą i przygryzłam wargę.
- Przepraszam, jeśli sprawiłem ci przykrość, po prostu wiedziałem, że musisz to usłyszeć.
- Wyjdź.
- Co? Megan, ja...
- Wyjdź stąd! - wrzasnęłam na niego. Spuścił głowę i powoli wszedł po schodach. Skuliłam się w kłębek i zaczęłam płakać. Wtedy usłyszałam początkowe dźwięki The Kill, które miałam ustawione jako dzwonek na telefonie. Odebrałam powoli, ocierając łzy z policzków.
- Ha-halo?
- Megan?
- Tak, John? - mówiłam bardzo spokojnie, co strasznie go zirytowało.
- Wracaj do domu.
- Okej, będę za... emm... Nigdy.
- Megan Spikes, ja nie żartuję.
- Wiem, jak się nazywam, nie musisz mi o tym przypominać - syknęłam.
- Meggie... - ugh, próbował uderzyć w miły ton. Takie rzeczy to nie ze mną. - Wróć. Tęsknimy z Marthą.
- Chyba chciałeś powiedzieć 'Martha tęskni'. Ty nie wiesz, co to tęsknota. Słuchaj, John, wrócę, kiedy mi się będzie podobało. Tyle.
- Meg, wracaj do domu albo tam po ciebie przyjadę.
- Nie. Nie znajdziesz domu Mike'a.
Cisza.
- Dobra. Jak ci się odwidzi to daj znać, że wracasz.
I bezceremonialnie się rozłączył.
Woah hoo!
Łatwo poszło.
Uśmiechnęłam się do siebie, ale znowu sobie przypomniałam, że mój najlepszy przyjaciel jest księciem, który ma objąć władzę po śmierci swojego ojca. Przetarłam oczy ze zmęczenia, wsunęłam stopy w kapcie i wbiegłam po schodach na górę.
- Charlie?
Stanęłam przed drzwiami do łazienki i przyłożyłam do nich ucho, żeby usłyszeć, czy Mike nadal tam jest.
- Ał! - wrzasnęłam, gdy drewniana powłoka uderzyła mnie w głowę. Chwilę później zostałam wciągnięta siłą do łazienki. Zamek został przekręcony, a ja przywara do drzwi.
- Michael...? - zmarszczyłam brwi. Przysunął się niebezpiecznie blisko i mogłam zauważyć, że ma takie same oczy jak Heather czy Charlie. Hm, dziwne, bo ja miałam również niebieskie (no, szaroniebieskie), ale moje nie miały takiego wyrazu, jak ich.
To pewnie przez ich plisandorskie geny.
Czułam jego oddech na twarzy, silne spojrzenie wiercące mi dziury w oczach... Ale nadal nie próbowałam się wyrwać. W końcu nie wytrzymałam. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam, tak, jak jeszcze nigdy. Poczułam, jak się uśmiecha, wiedziałam dlaczego.
Prowokował mnie, żebym to ja zaczęła.
Nie przerywaliśmy naszej wymiany śliny, co brzmi o wiele ohydniej niż jest normalnie, a nawet powiedziałabym, że zagłębiliśmy je jeszcze bardziej.
- Czekaj. - odsunęłam się od niego. - A Charles? Co jeśli będzie nas szukał?
- On wyszedł, pewnie nie zauważyłaś - wyszeptał, po czym znów się do mnie przykleił.
Nie powiem, że mi się nie podobało, było całkiem okej.
Dopóki Michael nie przesadził. Przycisnął mnie do drzwi mocniej, powoli zjeżdżając rękoma na brzuch i oplatając moją talię przez koszulkę. Chwilę później przeszedł dłońmi na moje plecy i wsadził je pod mój T-shirt. Próbowałam mu się przeciwstawić, jednak coś było w nim niepokojącego. Moja wampirza siła nie podziałała na niego. Nie mogłam go odepchnąć, miotałam się, wyrywałam spod jego dotyku, ale nic. Poddałam się.
Wiedziałam, że to będzie ten moment, którego każda dziewczyna się boi.
Zaprowadzona w miejsce, gdzie nie będzie świadków, wykorzystana przez starszego od niej mężczyznę.
Oj tak, zdecydowanie inaczej to sobie wyobrażałaś, idiotko, kiedy zaczęłaś go całować.
Czemu życie jest tak cholernie brutalne?
Podnosisz się, żeby potem dostać kopniaka z półobrotu i upaść jeszcze boleśniej. Ał.
Zacisnęłam powieki, kiedy Michael zsunął swój dotyk na moją kość ogonową. Wiedziałam, że zmierzał niżej.
--------------------
Przepraszam, że w częściach, ale udało mi się to napisać dopiero teraz. Enjoy, mada fakas! :))
Torii xx

Ps. Chciałam wam polecić tego bloga: http://u-nder.blogspot.com/ Cher Ray odwala kawał dobrej roboty! xoxo

4.07.2013

Chapter XIII. 'Why life is so brutal?' PART ONE

- To może ja zrobię kawy? - spytałam niepewnie, więc Charlie spojrzał mi w oczy.
- Ja dziękuję. Mike? - zwrócił się do Michaela.
- Ja również.
Przeniosłam wzrok na czubki moich palców u stóp, które nagle stały się cholernie interesujące.
Zauważyliście, że kiedy się denerwuję, bardzo często używam słowa 'cholera' i pochodnych tego wyrazu? Boże.
Ktoś ujął moją dłoń. Uniosłam głowę by móc zrównać się wzrokiem z cudownymi, lazurowymi oczami, które obserwowały mnie bacznie, chłonąc każdy fragment mojej twarzy i ciała.
- Tak bardzo tęskniłem... - widziałam, słyszałam, czułam głębię tych słów, nie były rzucone na wiatr, wiedziałam to. Zbliżył się do mnie i musnął swoim nosem mój. Usłyszeliśmy chrząknięcie Mike'a za naszymi plecami, a potem wesoły śmiech, który spowodowany był naszą gwałtowną reakcją, to jest odsunięciem się od siebie.
- Spokojnie, gołąbeczki, zostawię was samych. - zaczął się cofać do salonu. Szybko pokręciłam głową i ruszyłam za nim.
- Nie, już okej. Przywitaliśmy się, prawda, Charlie?
- Prawda.
Weszliśmy do dużego pokoju i opadliśmy na białą, skórzaną sofę.
- Co robimy? - spytałam chłopaków. Odpowiedziało mi westchnięcie (ze strony Charliego) i jęk (od Mike'a). - Halo, czy tylko ja tutaj mam myśleć? John za jakiś czas na pewno się dowie, co jest grane i przyjedzie po mnie, czego cholernie nie chcę!
Oboje zauważyli moje zdenerwowanie, gdyż użyłam słowa 'cholernie'. Spojrzeli po sobie, więc najwyraźniej myśleli o tym samym.
- Może zostaniesz tutaj, zmienisz nazwisko, a tacie powiesz, że pojechałaś do ciotki w Madrycie? - zażartował Michael, ale spiorunowałam go wzrokiem, więc odchrząknął i powiedział - Skoro uciekłaś od Charliego, może po prostu wyjaśnisz sobie wszystko z nim i wrócisz do Doncaster?
- To nie będzie takie proste...
- Bo?
- John będzie zadawał mnóstwo krępujących pytań.
- No to odpowiesz krótko i zwięźle: 'Martha o wszystkim wie'. Proste. - wtrącił nagle Charlie.
- Fakt. Ale najpierw muszę z tobą pogadać, blondi.
Westchnięcie.
- No, okej.
- To ja zostawię was samych i pozbieram twoje rzeczy z łazienki, bo znając kobiety, już się rozgościłaś.
- Prawda - zachichotałam.
Mikey wbiegł do góry po schodach i zniknął gdzieś na piętrze.
- Więc... mów, o co chodzi.
- Od czego by tu zacząć? - Charlie westchnął głęboko. - Wiesz, jestem kimś w rodzaju księcia Plisandorów, jestem czwarty w kolejce do tronu. Nie, nie chcę objąć władzy, nie martw się. Po prostu mój ojciec uznał, że sam wybierze mi żonę, a że my żenimy się szybciej, niż wy, Rokinierzy, wyszło jak wyszło. 
- Dlaczego akurat Heather? Bo ma takie śliczne, niebieskie oczy? Czy przez jej długie, kruczoczarne, lśniące włosy?
- Nie wiem. - odpowiedział szybko.
- Nie kłam.
- Ona jest księżniczką. Ale nie martw się, z innego ojca. I jest dopiero szesnasta w kolejce.
- Oh. - spuściłam głowę. - Więc Mike... Mój Mikey jest...
- Tak. Twój Mikey jest księciem Plisandorów. Aha, dorzucę do tego jeszcze, że jest pierwszy w kolejce do tronu.
-----------------

Pisałam to tak cholernie szybko, żeby tylko zdążyć i napisać ten rozdział dziś. Przepraszam, że taki kiepski, mało sie dzieje...
Do jutra,
Torii xx

1.07.2013

Pamiętacie mnie jeszcze? + decyzja + news + prośba

No hej,
to ja. Dawno mnie nie było tutaj, co? XD

Więc, decyzja, jaką podjęłam - skończę to, co zaczęłam na 20 rozdziale, a potem będę wstawiać nową książkę. Co wy na to? :))

NEWS!

MÓJ WIERSZYK DOSTAŁ SIĘ DO KONKURSU MAI Z BLOGA I-AND-ONE-DIRECTION.BLOGSPOT.COM!!! <3

Omgomgomg *_*

Jezu, tak strasznie się cieszę! <33

http://i-and-one-direction.blogspot.com/

Proszę, głosujcie na pierwszy wierszyk (ankieta po lewej). Nie musicie się nigdzie logować. Dla was to jedno kliknięcie, a mnie zbliża do wielkiego pisarskiego osiągnięcia!

JESZCZE RAZ PODAM LINK!

http://i-and-one-direction.blogspot.com/

W najnowszej notce możecie przeczytać mój wierszyk i porównać go z innymi :))

PROŚBA!!

Rozgłaszajcie tego newsa i prości o głosy wszędzie, gdzie się da. Proszę, to bardzo wiele dla mnie znaczy <3

Miłego popołudnia,
Torii xxx

17.06.2013

Ważne ogłoszenia duszpasterskie.

Hej,
wiem, że dawno nie było żadnego rozdziału, a ja was zawiodę, bo to nie nowy rozdział.
Myślałam nad zaczęciem opowiadania od początku.
Teraz nic mi się nie klei, wszystko jest takie chaotyczne, a kiedy zaczęłam od początku, po prostu idzie mi świetnie. Mam już kawałek.
Wiem, że już przyzwyczailiście się do takiej Megan, ale po prostu no nie mogę no...
Mogę wam dać, to co napisałam od początku:

- Megan! - dźwięczny głos Marthy rozległ się po całym domu i odbijając echem od ścian, trafił do moich uszu. - Obiad!
Przy zderzeniach z drewnianymi schodami, moje stopy wydawały głuche dźwięki, wyciszone wełnianymi skarpetkami.
- Co się stało? Co to za mina? - jej usta wygięły się w pokrzepiającym, ciepłym uśmiechu.
- Męczący dzień w szkole i tyle. - odwzajemniłam gest.
- Twój tata niedługo wróci z pracy, a potem całe święta spędza z nami, wiesz? - powiedziała z udawanym entuzjazmem. - Znając Johna pewnie znowu będzie miał 'pilną sprawę' i nici z kolacji wigilijnej.
- Martha, spokojnie. Może w tym roku będzie inaczej... John obiecał mi, że się postara.
- Czemu nie mówisz do niego 'tato' czy 'ojcze'?
- Dobrze wiesz, że już dawno przestał być moim ojcem.
- Oj... Chodź tutaj, mała. - pokazała dłonią, bym do niej podeszła, po czym zamknęła mnie w matczynym uścisku. To znaczy, byłby matczyny, gdyby tylko Martha była moją matką. - Tęsknisz za nią, prawda?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... Dziękuję.
- Za co?
- Czasami zastępujesz mi obojga rodziców, wiesz?
- Nie ma za co, myszko. Idź, nałóż sobie spaghetti, bo zaraz wystygnie. - zachichotała, czochrając moje, już i tak poczochrane, rude fale do pasa.

Moim zdaniem jest o wiele lepiej.
To byłby pierwszy rozdział.

Kto chce, żebym pisała dalej to, a kto, żebym zaczęła od nowa?
Głosujcie w ankiecie (pod notkami razem ze wszystkimi gadżetami)

Kocham was,
Torii xx

2.06.2013

Rozdział 3. 'Ten koleś w parku...'

Po lekcjach Mel, Rafał i Fabian spotkali się przed szkołą.
- No a wtedy Bun jej na to 'wymiotowałam'. - skwitował Rafał.
- Tsa. Ona nigdy nie grzeszyła inteligencją. - roześmiali się.
- Cześć! O czym gadacie? - podeszła do nich Julia, jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha. Pocałowała każde z nich w policzek. - Boże, ale miałam jazdę na matmie.
- O, no to chyba nie słyszałaś o przygodzie Meli. - zaśmiał się brunet. (przyp. aut. dopóki nie skończyłam zakładki o bohaterach, jesteście zmuszeni do zastanawiania się, kto jest brunetem, a kto blondynem, ale teraz się zlituję - tutaj chodzi o Fabiana. Rafał jest blondynem ;))
- Ekhm.
- Przepraszam. O przygodzie Bun.
Fabian szybciutko streścił jej cały dzisiejszy dzień.
- Wow. Okej, dobra, miałaś gorzej. - skomentowała Julia.
- Ta, ta.
- Buni, coś nie tak? - zainteresował się Rafał. - Jesteś jakaś nieobecna.
- No wiem no... Ciągle myślę o takim typie z parku...
- Tym, o którego się otarłaś i który poraził cię prądem? - Fabian zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
- Oj zamknij się. Nie o to chodzi, że mi się spodobał. Coś mi się w nim właśnie nie spodobało.
Oczy Julii zapłonęły na lazurowo, a potem na czarno.
- W tym sensie?
- Tak, właśnie w tym.
- Ale Dół czy Góra?
Rafał i Fabian patrzyli na nie jak na idiotki.
- Sądzę, że Góra. Nie wyglądał mi na Dół, przecież oni tam są brzydcy, a on był niczego sobie, prawda? 
- Nie wiem, nie gapię się na facetów w TEN sposób. - parsknął Fabian.
- Dzięki. - Melania szturchnęła go w ramię. - Macie szluga?
Cała trójka spojrzała po sobie.
- Nie. I zadecydowaliśmy, że od dzisiaj nie palisz. - przemówiła Julia w imieniu grupy.
- Kiedy tak zadecydowaliście?!
- Dziś, jakąś godzinę temu.
- Ugh. No dobra. Ale nie będziecie mnie kontrolować w domu. Ha!
- Ale w domu nie zapalisz, bo są twoi rodzice.
- A jeśli ich nie będzie?
- Dobrze wiesz, że wyczują zapach w mieszkaniu.
- Dobra, macie mnie. Jeśli wam się uda i naprawdę rzucę palenie, to przysięgam, że całkiem się zmienię i wrócę na Górę.
- Haha, dobra dobra, aż tak nam nie wierzysz? - grupka wybuchnęła śmiechem, jednak Mel nadal była myślami bardzo daleko. Nadal rozmyślała nad burzą brązowych włosów i idealnie błękitnymi oczami...
- Ziemia do Melanii... - Rafał pomachał jej ręką przed twarzą.
- Co? - otrząsnęła się. - A, tak, tak. Możesz powtórzyć?
- Pytałem, czy idziesz ze mną jutro do kina. Wiesz, piątek, wieczór, ty, ja, popcorn z masłem we włosach, cola rozlana na podłodze, a my roześmiani z ckliwej, romantycznej historii... - Fabian prasknął śmiechem, a Rafał spojrzał na niego z ukosa. - Masz jakiś problem, glucie?
- Glucie? - udał obrażonego. - Myślałem, że się przyjaźnimy...
Bun jak zaczarowana zaczęła odchodzić od grupy, w ogóle nie kontaktując.
On.
Podbiegła do niego z uśmiechem na twarzy.
Czemu, do jasnej anielki, się uśmiecham? Przecież on jest z Góry, a ciebie stamtąd wygnano, pomyślała.
- Cześć.
Brunet spojrzał na nią zdziwiony, a po chwili skojarzył jej twarz. Jego mina sposępniała.
- Czego chcesz? Myślisz, że jeśli zaprzyjaźnisz się z kimś z Góry, od razu tam wrócisz?
- Chcę tylko wiedzieć, jak masz na imię. - wyszeptała i spuściła głowę, rumieniąc się.
- Maks. - gdy zauważył, że dziewczyna nadal stoi w tym samym miejscu i lustruje go od góry do dołu (przyp. aut. bardzo dziwny żart XD ahahhahah ;p), spytał: - Co jeszcze? - westchnął.
- Daj mi swój numer telefonu.
- Bo?
- Bo jutro idziesz ze mną na spacer.
- O nie, na pewno nie wstawię się za tobą u Boga.
- Nie o to proszę, głupku. Chcę po prostu pogadać.
Zaintrygowany chłopak, mimo świadomości, że postępuje źle, wręczył dziewczynie swój numer.
- Zadzwonię dziś koło szóstej. Masz odebrać. - odeszła i z uśmiechem na twarzy, gniotła w ręku mały skrawek karteczki z zapisanymi dziewięcioma cyferkami.

----------------------

Jest aż tak źle? :D
Dobra, może ja lepiej nic nie mówię. xd
Topranoc ;)
Torii xx

25.05.2013

Chapter XII. 'You always cheated on me. Why?'

- Znam go. Plisandor i wampir a najgorsze jest to, że...

Zrobił pauzę.
- To mąż Heather.
Zatrzymałam się i patrzałam w niewidzialny punkt przede mną.
- Megan...? - Mike podszedł do mnie i zamknął w swoim uścisku. - Przepraszam, ale myślałem, że powinnaś znać prawdę.
Spojrzałam na niego wilgotnymi oczami szczeniaczka (ostatnio mi powiedział, że wyglądałam jak szczeniaczek, haha), przetarłam je szybko i uśmiechnęłam się słabo.
- Nic mi nie jest. Poradzę sobie.
Mówiłam już, że jestem królową kłamstwa, prawda? Wspomniałam o tym chyba opisując Ginger w szpitalu.
- Zastanawia mnie jedno. Jak oni wzięli ślub tak szybko? - zapytałam.
- U Plisandorów jest inaczej, niż u Rokinierów - śluby u nas są już od 13 roku życia, a u was od 16, wiem. Dlatego oni są ze sobą W TEN SPOSÓB od roku.
- Możemy kupić te ubrania i wracać do domu?
- Oczywiście. Zmęczona natłokiem wiadomości?
- Tak. - westchnęłam. Weszliśmy do centrum handlowego i na pierwszy ogień poleciały H&M, C&A, Reserved i Cubus.
Zaopatrzona w nowy strój kąpielowy, 4 pary szortów w różnych kolorach, długie spodnie, 2 bokserki i okulary przeciwsłoneczne od RayBan, wróciłam do domu Michaela. Sama, bo po Reserved zadzwoniła Heather, żeby Mike poszedł spisać liczniki, bo ona potrzebuje jakieś tam dane.
- Hej, wróciłam! - krzyknęłam na wejściu. Od razu dobiegł mnie słodki zapach. -Mmm... Naleśniki? - spytałam, wchodząc do kuchni i całując przelotnie kucharza.
- A to za co?
- Skoro on może mnie zdradzać, to czemu ja jego nie?
- Posłuchaj... - zaczął, ale nie oderwał się od gotowania. - On tak naprawdę nie zdradza ciebie, tylko moją siostrę, pamiętaj o tym. Poza tym, nie zniżaj się do jego poziomu.
- Eh, okej. Czekam na tarasie.
- Którym? - zaśmiałam się i wyszłam z kuchni.
Zgarnęłam hiszpańskie BRAVO ze stolika w salonie i pognałam na taras. Zaczęłam je pilnie przeglądać.
- No nie! - wykrzyknęłam z niedowierzaniem i czytałam dalej.
- ¿Hablas Española?*
- Así, así, compañero!** - uśmiechnęłam się. - Nie wiedziałeś?
- Nie. - nastała trochę krępująca cisza, więc wróciłam do czytania.
- Wiesz, Megan?
- Tak?
- Zadzwoń do Charliego. Pewnie się martwi.
Westchnęłam, jednak wzięłam komórkę i wykonałam telefon. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Megan! Wszystko ok?
- Tak. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
- Jaka?
- Zdradzałeś mnie od zawsze. Dlaczego? - zapytałam cichutko.
Odpowiedział mi miarowy oddech Charliego po drugiej stronie.
- Megan, nie warto... - usłyszałam Michaela zza moich pleców jak przez mgłę.
- Więc? Dlaczego? - ponowiłam pytanie nieco ostrzej.
- Megan, ja... - odezwał się wreszcie. - Ja jej nie kocham.
- Więc czemu, na Boga, z nią jesteś?!
- Bo muszę.
- Dlaczego? - spytałam znużona całą sytuacją.
- Co to mój obowiązek. Słuchaj, gdzie jesteś?
- W Madrycie.
- Przyjechać?
- Napiszę ci wszystko na facebooku.
Rozłączyłam się.
- I co?
- Lepiej daj te naleśniki. - rzuciłam telefon na mały stolik i złapałam się za skronie. - Ten chłopak zaczyna mnie męczyć. - opadłam na krzesło z westchnieniem.
- Napisz mu mój adres.
- Nie jestem pewna, czy chcę go tu widzieć. Michael, przepraszam cię na chwilę.
Wzięłam telefon i słuchawki, włączyłam Teenage Dream [KLIK] w wersji Glee i weszłam do pokoju Heather.
Zaczęłam tańczyć.
Moje stopy jakby unosiły się nad podłogą, jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa! Ręce kreśliły niewidzialne wzory w powietrzu, oczy, mimo że zamknięte, widziały wszystko inaczej...
Tańczyłam.
Najbardziej ze wszystkiego, co straciłam, poznając Charliego, tęskniłam za chwilą wytchnienia, żeby zatańczyć.
A teraz ją miałam.
Wreszcie.
Pięć minut wystarczyło. Sięgnęłam po laptopa i napisałam do Charlesa.

 Zawahałam się.
W końcu postanowiłam nie wysyłać nic więcej, jeszcze tylko dodałam adres zamieszkania Michaela i wylogowałam się.
Zbiegłam do Mike'a i mój iPhone zabrzęczał. Dostałam SMSa.

'Niedługo tam będę. Przyjedźcie po mnie na lotnisko. C xx'

- Charlie niedługo tu będzie.
- A jednak? - uśmiechnął się. - Chodź tu, bohaterko. - wziął mnie w ramiona, a ja załkałam. - Coś nie tak?
- Tęsknię za mamą. - z moich oczu wydobyły się dwie samotne łzy. - Ona zawsze dbała, żebym dogadywała się z ojcem, kiedy płakałam, przychodziła i mnie przytulała. I jako jedyna w całym moim życiu kochała mnie bezgranicznie.
- Byłem jeszcze ja.
- Chyba jednak nie, skoro uciekłeś. - odsunęłam się od niego, ale on przyciągnął mnie na swoje kolana.
- Bałem się...
- I właśnie tu jest mała granica między miłością, a miłością B-E-Z-G-R-A-N-I-C-Z-N-Ą. Mimo tego, co druga osoba zrobiła lub kim się stała, nadal przy niej jesteś.
Zatrzymałam się na chwilę i dokończyłam po chwili.
- Jak ja i Charlie.
Michael westchnął i potarł swoją dłonią moje ramię.
- Kochasz go, prawda?
- Całym sercem... Ale ty też znaczysz dla mnie bardzo wiele! - zapewniłam gorąco.
- Wiem, kocie, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Nie tyle przyjaciółmi, ale moja miłość do ciebie jest jak iskra w porównaniu z płomieniem moich uczuć do Charlesa...
Mike chwilę się nad czymś zastanawiał, po czym spytał:
- Myślałaś kiedyś o studiach z poezji?
Zaśmiałam się i otarłam łzy z policzków.
- Dzięki Mikey.
- Do usług, madame. - uśmiechnął się.
Po chwili zasnęłam na kolanach Michaela, a on, jak się później dowiedziałam, w końcu dołączył do mnie.
***
- Megan, wstawaj, idę otworzyć... - szeptał mi do ucha Mike.
- Już... - wstałam, przeciągnęłam się z ziewnięciem i poszłam za brunetem do drzwi. Przyjaciel otworzył je, a ja momentalnie go odepchnęłam i rzuciłam się na charliego.
- Haha, Meg... Ja też tęskniłem...
Mike odchrząknął, a ja puściłam chłopaka.
- Charlie, to jest Michael. Michael, to Charlie.
- Znamy się już. - Mikey poczochrał mnie po głowie, ale nie ściągał wzroku z Charlesa, z resztą z wzajemnością.
O-oł...
Chyba nie...
Boże, czemu, do jasnej cholery, ja go tu sprowadziłam?!
------------------------

No i jest, z dedykacją dla Michaliny, która truje mi tyłek o nowy rozdział CODZIENNIE :D
Masz, jaraj się ;p

Torii xx

Ps. W XIV dojdą 2 nowe postaci, tzn. Heather i pewien chłopak ;)) Potem zamierzam wprowadzić 2 nowe postaci koło rozdziału XXV :D

Chapter XII. 'You always cheated on me. Why?' PROMO

 - Eh, okej. Czekam na tarasie.
- Którym? - zaśmiałam się i wyszłam z kuchni.
Zgarnęłam hiszpańskie BRAVO ze stolika w salonie i pognałam na taras. Zaczęłam je pilnie przeglądać.
- No nie! - wykrzyknęłam z niedowierzaniem i czytałam dalej.
- ¿Hablas Española?*
- Así, así, compañero!** - uśmiechnęłam się. - Nie wiedziałeś?
- Nie. - nastała trochę krępująca cisza, więc wróciłam do czytania.
- Wiesz, Megan?
- Tak?
- Zadzwoń do Charliego. Pewnie się martwi.
Westchnęłam, jednak wzięłam komórkę i wykonałam telefon. Odebrał po pierwszym sygnale.
 ----------------------
Na zaspokojenie wampirzego głodu Michaliny :D
Torii xxx

*Mówisz po hiszpańsku?
**Tak, tak, przyjacielu!



Rozdział 2. 'Masz szczęście, że Koprowska cię lubi.'

Bun nie mogła wytrzymać w nudnej sali od niemieckiego. Czarno-złoto-czerwone flagi wisiały dosłownie wszędzie, a nauczycielka ciągle gadała coś, o czym Mel w ogóle nie wiedziała i czego nienawidziła. Nie wypluła też gumy przed lekcją, nie tyle ze strachu przed zdemaskowaniem nałogu, co z przekory. Wyjęła telefon pod ławką. Trzynaście minut do końca lekcji. Ah, ile by dała za to, żeby z powrotem mieć skrzydła i wrócić tam, skąd przybyła...
- Hej, coś się stało? - szturchnął ją Rafał.
- Nie, wszystko ok. - Na twarzy Bun pojawił się uśmiech. Wysłała krótkiego SMSa do Fabiana.
'Wyrwij mnie stąd :<'
Chłopak odebrał go i uśmiechnął się pod nosem.
- Proszę panią! Krew mi leci z nosa! - złapał się za nos i wstał momentalnie.
- Do pielęgniarki, szybko!
Wybiegł z klasy i zadowolony ruszył w stronę sali od niemieckiego.
- Dzień dobry. - blondynka usłyszała dźwięczny głos Fabiana i szybko uniosła głowę z nadzieją. - Pani Koprowska prosi Melanię na słowo.
Dziewczyna posłusznie wstała i podążyła za przyjacielem. Gdy zamknęli drzwi, spytała się chłopaka:
- Co ona znowu ode mnie chce?
- Nic - uśmiechnął się, a Bun go przytuliła.
- Jesteś boski.
- Oj wiem, wiem... - parsknął śmiechem.
- Mamy szczęście, że Koprowska cię lubi i możemy jej wyjaśnić całą sytuację, a ona nic nie powie.
- Wiem. Dokładnie to przemyślałem. To co, gdzie idziemy?
- Hmm... Kino?
- Nieee, nie wpuszczą nas.
- No to park.
Wyszli ze szkoły i pokierowali się do parku. Tam spacerowali, rozmawiali i śmiali się bez końca. W pewnym momencie o Bun otarł się pewien chłopak o niebieskich oczach i brązowych włosach. Przez Mel przeszedł impuls, jakby poraził ją prąd.
- Ał! - krzyknął chłopak i odsunął się od blondynki. - Razisz prądem, wiesz?
- Coś mi się zdaje, że to ty, a nie ja. - syknęła, trzymając się za ramię. Spojrzała głęboko w jego oczy i zrozumiała. On chyba też. Bez słowa odszedł, oglądając się jeszcze za siebie i kręcąc głową z dezaprobatą.
- Co to było, Bun?
- Moje alterego.
- E?
- Długa historia.
A tak właśnie mówiła, gdy nie chciała opowiadać.
Przeszli kawałek w ciszy, gdy odezwał się telefon Melanii.
- Halo?
- Bun? To ja, Rafał. Słuchaj... Szydrońska skapnęła się, że cię nie ma. Wyszedłem z klasy pod pretekstem pójścia do kibla... Ale weź wróć. Bo ona zaraz zadzwoni do twojej mamy i skończą się żarty.
- Dzięki, zaraz tam będę. No, buziaki, pa.
- Kto to był?
- Rafał. Podobno Szydrońska wie, że uciekłam.
- Ou. No to wracamy...
Szybko pobiegli do szkoły, Mel weszła do sali od fizyki i na pytanie nauczycielki 'Gdzie byłaś?', odpowiedziała krótko:
- Wymiotowałam.

----------------------------------
Jestem strasznie niezadowolona, że wyszedł taki straszny - i krótki, i nieciekawy. No ale muszę rozwinąć też wątek Melanii, bo ona jest ważną postacią, jeśli chodzi o historię Megan. Bo one się wiążą ze sobą :D
Miłego dnia,
Torii xxx

21.05.2013

Rozdział 2. 'Masz szczęście, że Koprowska cię lubi.' PROMO

- Krew mi leci z nosa! - wrzasnął.
- Do pielęgniarki, Fabian, do pielęgniarki!
Chłopak, w duchu zadowolony z siebie, wyszedł z sali i poszedł po Mel.
- Przepraszam, pani Koprowska prosi Melanię na słowo.
Dziewczyna posłusznie wstała i podążyła za przyjacielem.
- Co ona ode mnie chce?
- Nic - uśmiechnął się.

--------------------
To CAŁKOWICIE nie jest urywek rozdziału, bo brałam to z głowy, ale o to mniej więcej chodziło. Rozdział pod koniec tygodnia ;))

16.05.2013

Chapter XI. 'I've never thought that I'll ever meet you again'

*kilka łez, kroków i rudych loków później*

Zwróciłam uwagę na to, dokąd jadę, dopiero po 10 minutach. Rozejrzałam się dookoła. Okej, autobus numer 244, czyli on jedzie na... A tak. Na lotnisko. Doskonale. Wyjęłam z małej kieszonki w plecaku telefon, 13:26. Wysiadłam na przystanku koło lotniska.

***

- Najbliższy lot do Pekinu jest o 14:30, ale o 14:00 jest jeden do Madrytu. Jeśli się pani pospieszy, może zdąży pani na odprawę.
- Dziękuję bardzo. - uśmiechnęłam się do miłej pani w kasie. - W takim razie poproszę jeden bilet do Madrytu.
- Z powrotem też?
Milczałam.
- Nie. - odpowiedziałam po chwili.
Kobieta wręczyła mi bilet, a ja pospiesznie odeszłam w stronę odprawy. Zdążyłam, ledwo. 
Przez moment bałam się, że dostałam bilet koło jakiegoś starego gbura, ale moim sąsiadem okazał się jakiś brunet, najprawdopodobniej w moim wieku, może troszkę starszy.
Przystojny.
Megan, o czym ty myślisz?! Masz Charliego! I chyba właśnie dziś się z nim zaręczyłaś.
Włożyłam słuchawki w uszy i z mojego iPoda poleciała piosenka, którą kochałam ponad wszystko.
Everybody hurts. [włącz to. TERAZ.]
Mimowolnie po moich policzkach pociekły samotne łzy. Dlaczego poznałam Charliego? Dlaczego Alexandra popełniła samobójstwo? Dlaczego nikt z rodziny nie poszedł do niej, tylko JA? Dlaczego musiałam wpaść na pewną osobę, która kupiła mi potem kawę? Dlaczego pojechałam na ten cholerny ślub? Dlaczego do jasnej ciasnej zamknęli mnie w jakimś gospodarstwie z Charlie'm, który właśnie tam wyznał mi miłość? 
I dlaczego, głupia, zgodziłaś się, gdy ci się oświadczył?!
Poczułam szturchnięcie. Wyłączyłam muzykę i spojrzałam na towarzysza lotu.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zapytał chłopak z troską w glosie. Cholera, znam skądś tą barwę... I cholera, muszę się odzwyczaić od tego słowa. - Michael. - chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja spojrzałam mu w oczy.
O.
Mój.
Boże.
Otarłam łzy i uścisnęłam jego dłoń, przedstawiając się szeptem.
- Megan.
Chłopak otworzył szeroko oczy, ale nie cofnął dłoni.
- Myślałem, że usunąłem cię z mojego życia.
- Ja zawsze wracam.
I co wtedy zrobił?
Przytulił mnie. Najzwyczajniej w świecie.
- Przepraszam, Meg... - powiedział cicho, a ja znowu się rozpłakałam. - Dobra, nie myślmy o tym. Dlaczego lecisz do Madrytu?
- Uciekam.
- Od kogo? - zdziwił się. - John aż tak ci podpadł? Weź, to już przesada, nie uciekaj z kraju przez głupią kłótnię...
- Nie od Johna.
- to od kogo?
- Od mojego narzeczonego.
Michael zdjął rękę z mojego ramienia i spojrzał mi w oczy.
- Zabolało, wiesz? Tutaj. - wskazał na miejsce na swojej klatce piersiowej, gdzie, według większości biologów, znajduje się serce.
I stało się.
Michael mnie pocałował.
A ja nie zaprotestowałam.
Oj, Megan, czasami wątpię, czy ty potrafisz coś zrobić dobrze.
To było takie... niebezpieczne. Ale nie tak, jak to było z Charliem, gdy zrobił to po raz pierwszy, bo wtedy wiedziałam, że chodzi o stosunki Rokinierów i Plisandorów.
Tu było gorzej. Czemu?
Michael jest Plisandorem.
Tylko.
A ja jestem wampirzycą. I w dodatku Rokinierą.
Dlatego jest mi strasznie źle z tym, że Charlie wie tylko o jednym moim sekrecie. Fakt faktem Michael wie i o tym, i o tym, ale mógł pogodzić się tylko z jedną z moich 'części' - tym, że jestem Rokinierą. Wampir to dla niego za wiele. Więc uciekł ode mnie. Miałam nadzieję, że już nie wróci, jednak, jak widzę, mylną.
Delikatnie odsunęłam się od niego.
- Właśnie powiedziałam ci, że uciekłam od narzeczonego, a ty reagujesz w TEN sposób? - zapytałam całkiem spokojnie.
- Zawsze chciałem to zrobić, przepraszam.
- Nienawidzę przeprosin.
Michael milczał, po chwili oboje oparliśmy się o nasze fotele i zapięliśmy pasy, bo miła stewardessa obwieściła nam, że zaraz lądujemy.

***

Wysiedliśmy z samolotu w ciszy, którą przerwał brunet dopiero na lotnisku.
- Masz gdzie się zatrzymać?
- Nie, przyjechałam tu z zamiarem zatrzymania się na chwilę w jakimś hotelu.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął na jakąś uliczkę. Tam stał zaparkowany mały, zielony garbusek.
- Serio? -parsknęłam, jednak chłopak tylko otworzył samochód i siadając na siedzeniu kierowcy, rzucił:
- Nie marudź tylko wsiadaj.
Nie wiedząc, dokąd zamierza mnie zabrać, wykonałam polecenie. Zapięłam pasy, a mój kierowca ruszył. Jechaliśmy jakąś odludną dróżką około pół godziny. Dojechaliśmy nad morze, do malutkiego (no dobra, nie takiego znowu malutkiego) domku.
- Ty tu mieszkasz?! - zdziwiłam się.
- Długa historia. Wchodzisz czy nie?
Postanowiłam skorzystać z propozycji. W środku Mike zaprowadził mnie do pokoju, wyraźnie w kobiecym stylu, wystylizowanego w czerwieni i błękicie.
- Normalnie mieszka tu Heather, ale wyjechała do Stanów. A chyba wolisz to od pokoju gościnnego, prawda?
Przełknęłam ślinę.
- Heather? - spytałam zdławionym głosem.
- Moja siostra, nie pamiętasz? Jest w twoim wieku - roześmiał się.
Westchnęłam (z ulgą?) o postanowiłam się rozpakować. Michael ze zdziwieniem obserwował każdy mój ruch. Spojrzał na plecak wielkości szkolnej torby.
- To wszystko, co wzięłaś ze sobą, wyjeżdżając z kraju.
- Tak, ale nie martw się. Idziemy na zakupy.
Wsadziłam wszystko jak leci do szafki, którą wskazał mi Mike.
- Teraz? - uniósł brwi. - Niezła jesteś. Właśnie przyleciałaś do Madrytu, w samolocie spotkałaś ultraprzystojnego przyjaciela z przeszłości i on NO WIESZ CO. A teraz chcesz iść na zakupy.
- Ultraprzystojny? Nigdy nie grzeszyłeś skromnością. - chwyciłam telefon, portfel i dokumenty, schowałam je do kieszeni i wzięłam Michaela za rękę.
- Wiesz co? - zaczął Mike. - Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie płoniesz na słońcu albo czemu starzejesz się tak jak my.
- To, że jestem Rokinierą wpływa na moje wampirze właściwości i większość neutralizuje.
- A czego nie?
- Nadnaturalnej szybkości i czasem siły.
- Czasem?
- Uaktywnia się, gdy musi.
Michael zatrzymał mnie koło siebie. 
- Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.
Zachichotałam, a Mike objął mnie ramieniem. Wyjęłam komórkę z kieszeni i znieruchomiałam.
7:38 PM.
A, nie, nie dlatego. (przyp. aut. Boszzz, Meg jest tak nieogarnięta jak ja! XD)

17 nieodebranych od Charlie xx
2 nieodebranych od Ojciec.
31 nieodebranych od Martha :)
3 nieodebranych od Tammyy! <3

- Co się stało? - Michael spojrzał w mój telefon i syknął. - Oddzwoń do kogoś.
- I co ja im powiem?
- Najlepiej prawdę.
- Zadzwonię do Nicka.
Piiiip...
Pii...
- Boże, Megan, do jasnej cholery, gdzie ty jesteś?!
Ah, tak.
Odebrał Charlie.
- Wyjechałam do Michaela. Niedługo wrócę. Powiedz Tamarze, Marcie i Nicolasowi, ok? Buziaki! - rozłączyłam się.
- Charlie to twój narzeczony?
- Tak...? - ruszyliśmy dalej.
- Charles Lightbody? - upewniał się.
- Tak. O co chodzi?
Mike spojrzał na mnie przerażony.
- Plisandor?
- Tak... - spuściłam głowę.
Po chwili ciszy odważył się na wyznanie.
- Znam go. Plisandor i wampir. A najgorsze jest to, że...

--------------------------
A co, będę chamska i skończę w takim momencie :333
Czekam na komentarze, oczywiście bez jakiegoś tam, że mają być 4 i więcej. To nie ma sensu :D
Dobra wiadomość!
Kończę już pisać rozdział XIII! :D

Miałam najpierw dodać historię Melanii, ale chyba ją skończę... No, przynajmniej na razie. Potem wplotę to w wątek Megan.
Jutro wezmę się za zakładki.
Buziaczki! ;)))
Torii xxxx

Liebster award.

Normalnie nie bawię się w takie rzeczy, no ale cóż ;)

Co to jest?

Nominacja do Liebster Award  jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za
 „ Dobrze Wykonaną Robotę ”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań.


1. Ulubiony kolor?
fioletowy
2. Wymień trzy rzeczy, które zabierzesz na bezludną wyspę.
kompas, laptop, scyzoryk
3. Jakie są twoje plany na przyszłość?
zamierzam wydać coś swojego i nawet może zacząć się z tego utrzymywać...?
4. Twój ulubiony członek One Direction?
Kocham wszystkich ;))
5. Gdybyś mogła spędzić dzień z jedną znaną osobą, kto by to był?
myślę, że Niall Horan, kocham jeść jak on :3
6. Gdybyś nie mogła używać wody do mycia w czym byś się kąpała?
W MYDLE XD
7. Twój ulubiony zapach perfum?
orientalny
8. Jaki jest twój ulubiony smak lodów?
śmietanka
9. Leżą przed tobą dwie kapsułki. Jedna zapewni ci miłość od pierwszego wejrzenia a druga cofnięcie się w czasie o 5 lat.  Którą wybierzesz?
numer jeden, pięć lat temu u mnie nie działo się za dobrze.
10. Co cenisz sobie w drugim człowieku?
Szczerość, otwartość i poczucie humoru
11. Co powiedziałbyś swojej matce, gdybyś nie widział jej dłużej niż 10 lat?
Cześć, dawno się nie widzieliśmy. (wiem oryginalne.)

moje pytania:
1. Ile miałeś lat kiedy ostatnio złamałeś jakąś kość?
2. Masz zwierzaka?
3. Szanujesz homosów? XD (ej nie zrozumcie mnie źle, chodzi o to, że ostatnio aż huczy o związkach partnerskich, nie bierzcie mnie za lesbijkę, c'nie? xddd)
4. Lubisz Glee?
5. Imię twojego najlepszego przyjaciela?
6. Klasa?
7. Szczęście, miłość czy pieniądze?
8. Arbuzy vs truskawki ;)
9. Co sądzisz o Taylor Swift NIE Z PUNKTU WIDZENIA DIRECTIONER?
10. Masz jakieś fobie?
11. Ulubiony cytat?

Blogi, które nominuję:
1. http://maggie-maggi.blogspot.com/
2. http://we-could-only-turn-back-time.blogspot.com/
3. http://zycie-to-jeden-wielki-bol.blogspot.com/
4. http://mrsashtomlinson.blogspot.com/
5. http://graphics-buudyn.blogspot.com/
6. http://adriannaandnathan.blogspot.com/
7. http://missyoutw.blogspot.com/
8.http://gleepoland.blogspot.com/
9. http://caitlynne-de-lor.blogspot.com/
10. http://i-have-to-vin.blogspot.com/
11. http://coldcoffee16.blogspot.com/

Nie chce mi się informować wszystkich o tym, że zostali nominowani - kto tu wchodzi, sam zobaczy ;))


BIORĘ SIĘ ZA PRZEPISYWANIE ROZDZIAŁU! :)

Torii xxx  

12.05.2013

Chapter XI. 'I've never tought that I'll ever see you again' OFFICIAL PROMO

Wysiedliśmy z samolotu w ciszy, którą przerwał brunet dopiero na lotnisku.
- Masz gdzie się zatrzymać?
- Nie, przyjechałam tu z zamiarem zatrzymania się na chwilę w jakimś hotelu.
- Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął na jakąś uliczkę. Tam stał zaparkowany mały, zielony garbusek.
- Serio? -parsknęłam, jednak chłopak tylko otworzył samochód i siadając na siedzeniu kierowcy, rzucił:
- Nie marudź tylko wsiadaj.
Nie wiedząc, dokąd zamierza mnie zabrać, wykonałam polecenie. Zapięłam pasy, a mój kierowca ruszył.

-------------------------
Aj noł, aj noł, możecie mnie zabić, że nie zdradziłam, z kim Megan leciała i z kim pojechała tym autem. PROBLEM? :33 No, zgadujcie, a ja postaram isę jutro a może nawet trochę dziś to przepisać ;))
Torii xxx

4.05.2013

Chapter X. 'But this is the time to finally say goodbye...'

(przyp. aut. Ktoś zadał pytanie, czym są runy. Są to znaki na rękach, które są charakterystyczne dla jakiejś grupy potworów ;))
Chłopak spojrzał na mnie przerażony, więc kontynuowałam:
- I to ty zabiłeś El, Synu Słońca. Ale nie tak szybko. Podałeś jej wczoraj truciznę, prawda?
- Eleanor była Rokinierą. - odpowiedział oschle. - Musiałem to zrobić.
- Melanie ci kazała? Widzę, że gustujesz w szatynkach.
- Ty nie jesteś szatynką, ale to szczegół.
- A co to ma do rzeczy?!
- Meg... - próbował mnie przytulić, ale go odepchnęłam.
- Zabijacie też wampiry, prawda? - spytałam łamiącym się głosem. Charlie spuścił głowę. - Tak myślałam.
Łzy popłynęły mi po policzkach, więc uciekłam. Obróciłam się i zobaczyłam Charlesa, który patrzył prosto na mnie. Zabolało. Pobiegłam dalej. Schowałam się w jakiejś ruderze i rozmyślałam.
- Chyba mam słabość do Dzieci Słońca - powiedziałam do siebie. Dlaczego? Jedno imię.
Michael.
Zanim wiecie co się stało, byliśmy nierozłączni. Wtedy, gdy on miał 10 lat, a ja 8, zostałam przemieniona przez samego Draculę.
A on nie chciał mnie znać.
Z opowieści Ojca (chodzi mi teraz o Draculę, a nie Johna) wiem, że jestem jedyną dziewczyną, którą przemienił. Charlie mówił mi, że jest synem Vlada, ale jakoś w to nie wierzę, bo jego ojcem musiałby być Syn Słońca, bo on sam nim jest. A przemieniony został dopiero 5 lat temu.
Nick? Ja go przemieniłam. To było 9 miesięcy temu. Mieliśmy wypadek, jego obrażenia były naprawdę silne... Więc podałam mu moją krew. Ledwo go uratowałam.
John nie wie, kim jesteśmy, ale Martha tak. Zawsze dba o to, żeby w mojej łazience nie zabrakło krwi do rozcieńczenia z wodą. Ona też jest ruda, ale farbuje się na brąz. Jest dla nas jak druga matka. Choć mamy nigdy nie zastąpi.
Usłyszałam wołanie. Zaraz zaraz. Jay! Wybiegłam, dopiero zwracając uwagę na mój stan fizyczny - byłam cała we krwi i błocie, moja beżowa sukienka była brudna i porozdzierana. Johannah przytuliła mnie, nie zwracając na to uwagi.
- Heeej... Gdzie reszta? Przyjechałam minibusem, żebyśmy się wszyscy zmieścili.
- Jedziemy bez Elki.
- Co? Ale dlaczego?
- Bo ona nie żyje.
Jay milczała. Wyglądała jak figura woskowa. DOSŁOWNIE. W końcu powiedziała do mnie:
- Idź po nich, zbieramy się.
Wypełniłam polecenie, ale ludzkim tempem, nie mogłam narazić się na krępujące pytania.
Weszłam do szopoobory (dobra, to określenie jednak nie jest fajne.).
- Boże, Megan! - Charlie podbiegł do mnie. - Gdzie byłaś? - złapał mnie za ramiona, jakby nie wiadomo ile mnie nie było, oglądając z każdej możliwej strony.
- Jay przyjechała. - rzuciłam.
- Już? - ożywił się nagle jeszcze zapłakany Lou.
- Tak. Czeka na nas w minibusie. Pakujcie manatki, spadamy stąd. - dodałam jeszcze po cichu: - Muszę potańczyć.
Nikt tego nie usłyszał, przynajmniej tak mi się wydaje. No, na pewno nikt nie zareagował.
Zabrałam torebkę i już chciałam wyjść, ale odwróciłam się i spytałam:
- Co zrobimy z El?
Odpowiedziało mi milczenie.
- Nie możemy nic zrobić. Ona zmarła nagle, nie wiemy dlaczego, ale jeśli coś z tym zrobimy, policja stwierdzi, że to nasza sprawka... - zaczął Louis.
- Nie. Idźcie, ja coś z tym zrobię. - powiedział nagle Charlie. Wiedziałam, co chciał zrobić, więc popchnęłam wszystkich do przodu i wyszliśmy. Dwie minuty później chłopak dołączył do nas i wsiedliśmy do samochodu. To znaczy, musieliśmy zapakować Hiszpana, bo nie wsiadłby o własnych siłach (prawie stracił przytomność przy samochodzie, ale to nieistotne), a my wsiedliśmy. Lou zajął miejsce z przodu, za nim Tamara, Cher i Domingo, a z tyłu ja i Charlie. Nie byłam tym faktem zachwycona, bo ostatnio ten typek ostro działał mi na nerwy, no ale nic na to nie poradzę, że tylko te miejsca zostały.
- Czyli ty mając ten sen już wiedziałaś, kim są Plisandorzy i Rokinierzy, prawda?
- Tak. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Czy to oznacza, że nie chcesz mnie znać?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Dlaczego?
- Mam wtedy poczucie winy, że ja znam twój sekret a ty mojego nie.
- Wiem przecież, że jesteś wampirem. - oczywiście mówiliśmy po cichu, żeby nikt nas nie słyszał.
- Żeby tylko. - mruknęłam. Dalsza część drogi minęła nam w ciszy. Gdy tylko Jay zaparkowała koło domu Lou, oczywiście już bez Cher, która musiała wysiąść wcześniej ze względu na swoje miejsce zamieszkania, ruszyłam w stronę naszego domku. Ah, tak. Okazało się, że Charles mieszka niedaleko, zaledwie pół kilometra od nas. Postanowił jednak, że dziś pójdzie do mnie, bo wie, że zawsze jest u mnie mile widziany. Domingo poszedł ogarnąć się do Tamary w oczekiwaniu na samochód swojej mamy. We trójkę weszliśmy do domu (czytaj: ja, Nick i Charlie). Ku naszemu zdziwieniu drzwi były otwarte.
- Cześć, Martha! - rzuciłam na ślepo.
- Wiedziałem, że wolicie ją ode mnie, ale że aż tak?
- O. Hej tato. - burknęłam i pociągnęłam zdezorientowanego Charliego na górę. Nick podążył za nami do swojego pokoju, nie siląc się nawet na jakiekolwiek słowa powitania w stronę ojca.
- Własne dzieci mnie nie cierpią...
Puściłam tą uwagę mimo uszu i weszłam do pokoju, a że łazienkę miałam z nim połączoną, nie musiałam się zbytnio wysilać, żeby tam dotrzeć. Stanęłam przed lustrem, gdy Charlie przebierał sie u mnie w ubrania Nicolasa. Moje ohydne, marchewkowe włosy ociekały krwią i brudem, ceramiczna cera zmieszana z brązem błota przybrała kolor oliwkowy, a zaś wychudzone nogi uginały się pode mną ze zmęczenia. Weszłam pod prysznic. Tak, tego mi było trzeba. Po dokładny umyciu się zauważyłam, że moje ubrania zostały w pokoju. Po cichu przemknęłam do niego w samym ręczniku. Charlie akurat zakładał koszulkę. Nie usłyszał mnie, ale wyglądał tak smakowicie... (przyp. aut. chodziło jej o to, że mogłaby z niego wypić krew, smakowicie w tym sensie :D)
O czym ja myślę! Przecież to też wampir.
Dobra, do rzeczy.
Mruknęłam cicho.
Chłopak odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się i niemo spytał, czy naprawdę mam na sobie tylko ręcznik. Pokiwałam głową i przygryzłam wargę, ale zabrałam ubrania, wchodząc do łazienki. Spojrzałam (znów w lustro). Kły trochę mi wystają, cholera. Przejechałam językiem po zębach i przecięłam go sobie delikatnie. Wyssałam  z niego krew i kły się schowały. Nie było potrzeby wciągania ampułek, więc po prostu założyłam szarą koszulkę z niebieskim napisem 'whatever', czarne shorty, rajstopy i buty, a włosy spięłam w wysokiego koka. Narzuciłam też na siebie niebieską kurteczkę.

Tak ubrana wyszłam do Lightbody'ego.
- Wolałem tamtą wersję, ale ta też jest boska. - powiedział i uśmiechnął się.
Jeju, tak bardzo bakowało mi poczucia czystości.
- Myślisz, że Michael kiedyś mi wybaczy? - spytałam nagle.
- Myślę, że tak. Ale dla mnie to nie ma znaczenia. - ukląkł przede mną, a ja spanikowałam. Nie, nie nie! - Meg. Jak wiesz, ci, którzy są wiecznie zakochują się momentalnie. Ja jestem, byłem i bedę wiecznie. Dlatego muszę spytać - Megan Spikes, wyjdziesz za mnie?
Stałam w bezruchu. Cholera, Charles. Czy ty zawsze musisz zepsuć takie fajne momenty?
- Tak. - wyrzuciłam z siebie. - Ale to najwyższy czas, żeby wreszcie powiedzieć 'żegna'...
Uciekłam. Dawno miałam spakowany plecak 'w razie czego', który stał w pokoju taty. Wbiegłam tam, zabrałam go i podbiegłam na przystanek. Wsiadłam w byle jaki autobus.
Odjechałam.
A on nawet za mną nie wyszedł.

-----------------------------------
 Stwierdziłam, że wymaganie komentarzy jest żałosne, bo zamierzam to opowiadanie wydać jako książkę. Oczywiście będę musiała usunąć Cher i Lou oraz wszystkie wątki podchodzące niektórym pod plagiat, ale to nie ważne. Teraz tylko proszę, żeby każdy, kto to przeczyta, zostawił komentarz. Nawet anonimki. To nie jest przymusowe, ale proszę, to dla mnie ważne <3
Zaczęłam pisać rozdział XI, to będzie mój ulubiony rozdział, już to czuję.
SZYKUJE SIĘ POWRÓT NATHANA I MICHAELA :33
Dobrej nocki! xx
Torii :*

29.04.2013

Chapter X. 'But it's the time to finally say goodbye.' PROMO

Dobra, do rzeczy.
Mruknęłam cicho. Chłopak odwrócił się do mnie. Uśmiechnął się i niemo spytał, czy naprawdę mam na sobie tylko ręcznik. Przytaknęłam przygryzając wargę, ale zabrałam ubrania i weszłam do łazienki. Spojrzałam (znowu) w lustro. Kły trochę mi wystają, cholera.
Czas na posiłek.
O boże, jak to zabrzmiało!
Jakbym chciała kogoś zabić, hahahahahhahaha!

-------------------------------
Takie tam promo.
Nie zdradzam za dużo, bo byście mi tutaj poumierali, ale mówię z góry:
DO NICZEGO NIE DOSZŁO! XD
Chodzi że między Megan i Charlie'm xD
Miłego dnia! :D
Torii xx

19.04.2013

Questions and answers volume one

Hola!
Pewnie wiecie po tytule - to będzie post, pod którym pytacie się mnie o różne rzeczy. W następnym poście dodaję odpowiedzi.
Pytacie o opowiadanie, ale i nie tylko - ktoś zadał pytanie 'Czym są runy'. Odpowiedź na to pytanie zawrę w poście z answersami :D
KOLOTERORITA,
Torii <3

13.04.2013

Chapter IX. 'And her mouth was full of blood...'

Siedziałam przy Domingu i tamowałam ten krwotok, nie zwracając uwagi na samego Hiszpana. Nagle chłopak zaczął się krztusić. Przerażona udrożniłam mu drogi oddechowe i przeszło mu, ale stupy na szyi popękały, więc nie mogłam przestawać uciskać rany.
Domingo otworzył oczy.
- To... - wychrypiał. - To... To była...
- Ćśś... Nie wysilaj się. Ledwo odzyskałeś przytomność...
- Eleanor - udało mu się wypowiedzieć.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Elka?! Dobra, nie odpowiadaj. Pogadamy potem.
Charlie podbiegł do nas i złapał mnie od tyłu, żeby się zatrzymać.
- Nick jest w szopie. Leżał sobie po prostu w kącie, za wielkim stogiem siana.
- Dobra. Pomóż mi i weźmy go do środka. Nie może tu leżeć. - szybko dodałam, tym razem ciszej, żeby tylko on mnie usłyszał. - Ale idziemy POWOLI, wiesz. - mrugnęłam porozumiewawczo.
Charles uśmiechnął się i dał mi buziaka w policzek. (przyp. aut. AWWW! :333)
Chwyciliśmy z udawanym wysiłkiem Hiszpana i ruszyliśmy żółwim tempem do oboroszopy, czymkolwiek to było. Dotarliśmy tam po jakichś 2 minutach, bo Domingo nie leżał daleko. Ułożyliśmy go na stogu, jednym z podajże osiemnastu. Nicolas nadal siedział w kącie, tak, jak określił to Charlie, i słuchał muzyki ze swojego MP4. Hmm... Ciekawe, czego akurat słuchał... Nirvana albo Glee.
Charlie zajmował się rannym chłopakiem, a ja podeszłam do Nicka. Wyciągnęłam... Nie, to złe określenie. Wyrwałam mu słuchawki z uszu i usiadłam koło niego.
- Dlaczego? Powiedz mi tylko, dlaczego? Wiesz, że staramy się żyć tak, jak oni. Mama by tego chciała. Johnathan tego chce. Zróbmy to dla mamy...
- Mama chciałaby, żeby ojciec zginął a Martha była naszą opiekunką. Widać na kilometr, że kocha nas bardziej niż on.
Ach, z tego wszystkiego zapomniałam napomnieć, że Martha to nie nasza biologiczna matka. To nasza macocha. Nasza matka, Cathrine Burton, zmarła na raka, gdy miałam 2 miesiące, a Nicolas około 3 latek. Od razu wprawne oko zauważy, że powinniśmy nazywać się Megan Burton i Nicolas Burton, ale nasz walnięty ojciec stwierdził, że nie będzie nas karał nazwiskiem brzmiącym jak beknięcie.
- Nie mów tak - odpowiedziałam, ale w gruncie rzeczy wiedziałam, że to prawda.
- Pytałaś, dlaczego to zrobiłem? Może w naszym 'ludzkim' wieku jestem starszy, ale wampirem jestem krócej. Gdzie sięgam pamięcią widzę cię z kłami... - zażartował, a ja wbiłam mu łokieć w żebra. - No dobra, dobra. Więc rozumiesz, moje pohamowanie jest mniejsze niż twoje czy Charliego, który z tego co się dowiedziałem, jest jednym z nas od 5 lat.
- Ha, jestem starsza! - powiedziałam z dumą i zaśmiałam się. - Idę zobaczyć co u tych czopków.
- Leć, bo jeszcze potną się papierem.
- Haha, bardzo śmieszne! - podbiegłam do mojego chłopaka i pokrzywdzonego przez Nicka.
- Pamiętasz coś jeszcze? - skierowałam pytanie do Dominga, przytulając się do Charliego. Ten swoimi umięśnionymi rękoma objął mnie, a ja przyjrzałam się bliżej jego przedramionom.
ŻE. CO?!
Spojrzałam na Lightbody'ego, który najwyraźniej nie zauważył, że dopatrzyłam się u niego śladów po runach. Zignorowałam na razie ten fakt, a to nie było łatwe.
Domingo złapał się za głowę.
- Nie mam pojęcia. Jestem tylko pewien, że wiem, kto to zrobił.
- Przepraszam, muszę porozmawiać z Nickiem. - poszłam do brata, wywołując zdziwienie na twarzach Charlesa i Hiszpana.
- On myśli, że to ona to zrobiła. - rzuciłam do Nicolasa. - El.
- Czyyyyżbyyyy? - mrugnął do mnie.
- Maczałeś w tym palce, prawda?
- Trosz...
- NICOLAS! Jesteś straszny.
Odeszłam do Dominga i Charliego, który go opatrywał.
- O czym gadaliście?
- O jedzeniu.
- Normalne. Zabandażowałem go i zanim reszta przyjdzie rany powinny się zespolić.
- To dobrze. Tak w ogóle, gdzie oni są?
- Wyszli na spacer? Nie wiem.
Jak na zawołanie w tym czymś pojawili się Lou, El, Cher i Tam.
- Hej, ludzie! - zawołała jakoś dziwnie radosna Cher. - Mama Lou powinna niedługo, czytaj: najdłużej za 20 godzin, przyjechać!
- A my nie mamy gdzie ćwiczyć do castingu. - dodał trochę mniej wesoło Louis. Coś się stało. El rzuciła Lou?!
- Boo, możemy pogadać?
- Jasne, coś się stało?
- Nic specjalnego. Chodź, przejdziemy się.
Lightboyd złapał mnie za dłoń i przyciągnął mnie do siebie.
- Tylko go nie podrywaj - wymruczał mi na ucho. Zaśmiałam się i cmoknęłam go przelotnie.
- To już oficjalne? - Tamara rzuciła się na siano.
- Tak - Charlie uśmiechnął się z dumą. Pewnie jeszcze trochę o tym gadali, ale ja wyszłam z Louim i nic nie słyszałam.
- Więc... O co chodziło?
- Eleanor z tobą zerwała, prawda?
Tommo nie odpowiedział.
- Wiedziałam. Czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo to zdarzyło się dziś rano, kiedy jeszcze spałaś. Nie chciałem cię budzić.
- Oj, Tomlinsonku... - objęłam go ramieniem w przyjacielskim geście.
- Dzięki. - uśmiechnął się blado. - Więc możesz zacząć działać.
- Że co? - nie do końca wiedziałam o co mu chodziło.
- Możesz mnie swatać z Cher. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Naszą rozmowę przerwał nieprawdopodobny pisk.
- O mój boże! - krzyknął Lou i pociągnął mnie za rękę. Wlokłam się za nim, ale moim najwolniejszym tempem biegu i tak go wyprzedziłam. - To Elka!
Dopiero teraz w tym pisku rozpoznałam głos Eleanor. Dźwięczny, kobiecy. Cała El.
Dobiegliśmy do szopoobory (fajne określenie, nie?) i zobaczyliśmy ją.
Leżała na ziemi, wijąc się w nieludzkich spazmach. Oczy miała całe białe, a jej usta były pełne krwi...
O matko.
- Charlie! - darłam się w niebogłosy. - Charlie!
Lightbody zjawił się koło mnie, a ja powiedziałam mu to, czego nie mogłam przy Domingu.
- Widziałam twoje runy.

-----------------------------------------------------------
Jest cholernie krótki i nudny, ale tyle się nad nim nasiedziałam, że aż mnie głowa boli. Jest godzina 23:23 (KTOŚ O MNIE MYŚLI! *-*), a ja od 20 siedzę nad rozdziałem.
PIĘKNIE PLOSEM O TE CTELY KOMENTAZE, DOBLA? :')
Plus!
Proszę, rozpowiedzcie innym o moim blogu innym, okej? JEŚLI JESTEŚ TU I CZYTASZ TEN ROZDZIAŁ DZIĘKI KOMUŚ, NAPISZ NICK TEJ OSOBY W KOMENTARZU I DOPISZ, ŻE TA OSOBA CIĘ TU ZAPROSIŁA :)
Na inicjatorów komentarzy czekają nagrody! :p

Dobrej nocki, kochani,
Torii xxx

10.04.2013

Rozdział 1. 'O nieeee, kocico' + zmieniłam linka :)

- Mel! - zawołał ją Fabian. - Hej, Meli.
Przyjaciółka przytuliła go na powitanie, jednak skarciła go szybko.
- Dobrze wiesz, że nie znoszę, gdy mówi się do mnie Mel, Meli, Lania, Li i przede wszystkim - Melania. Nie przypominaj mi, że moi durni rodzice pokarali mnie takim imieniem - wzdrygnęła się teatralnie i wyciągnęła z kieszeni jeansowej kurtki paczkę Malboro.
- O nieeee, kocico. Może i jesteś piękna, ale nie dam ci się niszczyć, Bun. - wyrwał jej papierosy z bladych dłoni i schował do kieszeni czarnych spodni. - Chuchnij. Muszę wiedzieć, czy czuć od ciebie sama wiesz czym. - przewrócił oczami. Bun wykonała polecenie, a Fabian westchnął ciężko, przybierając uroczy grymasz.
- Widzę, że jednak będę musiał poratować cię Winterfreshem... - opadł bezwładnie na ławkę. - Dobrze, że jeszcze tylko 3 lekcje i może uda ci się ominąć przesłuchania. Ale wiesz, masz jeszcze lekcję z Szydrońską, ona może będzie się burzyć.
- Może. A może nie - usiadła koło niego. - Więc... Jakie plany na dziś, Romeo? Spotykasz się ze swoją Julią? - Fabian poprawił kosmyk spadający mu na czoło.
- Pierwsze primo - Julia była 2 dni temu, więc uznam to za żart. Drugie primo - nie, nigdzie nie idę Z NATALIĄ - powiedział, akcentując ostatnie słowa.
- Oj tam. Nigdy nie ogarnę twoich dziewczyn. - wzruszyła ramionami, przeczesując blond loki palcami.
- A ja nigdy nie ogarnę ciebie i Rafała. No bo niby jesteście razem, a jednak nie. - Fabian odwinął kawałek jabłka z folii i ugryzł je.
- Fakt, ja też nie jestem tego do końca pewna. - spojrzała na zegarek. - Ugh, czy przerwa musi być taka krótka? Minuta do dzwonka. Wyskakuj z moim kołem ratunkowym.
Fabian wyciągnął opakowanie gum do żucia i wręczył przyjaciółce. Wyjął też papierosy Bun. Ta spojrzała na niego z nadzieją, ale on tylko wyrzucił je do śmieci, mówiąc jakby nigdy nic:
- Musisz zainwestować w Nicorette, bo będę musiał znaleźć pracę na dorywkę, żeby zarobić na twoje gumy, Me... Bun.
Mel zaśmiała się i włożyła 2 gumy do ust. W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
- No... To wtedy cześć, Fabian. Do zobaczenia za godzinę. O ile przetrwam. - westchnęła i pocałowała przyjaciela w policzek, wstając i zabierając torbę.
- Cześć! - krzyknął za oddalającą się Bun i sam wstał, idąc w stronę sali od chemii.

-----------------------------------------
No i mamy rozdział 1 :) Podoba się?
Rozdziały tego opowiadania będą krótsze niż te o Megan.
Rozdział o wampirkach? Jeju, niby wiem, co mam napisać, ale za Chiny nie mogę ;/
Nie wiem kiedy będzie, nie zamierzam składać obietnic bez pokrycia.
A na razie delektujcie się Melanią i moją weną, jeśli chodzi o to opowiadanie :)
Ciao bellas! :) xx
Torii :*

4.04.2013

Chapter IX. 'And her mouth was full of blood...' TEASER

- Nie mam pojęcia. Jestem tylko pewien, że wiem, kto to zrobił.
- Przepraszam, muszę porozmawiać z Nickiem. - poszłam do brata.
- On myśli, że to ona to zrobiła.
- Czyyyyżbyyyy? - mrugnął do mnie.
- Maczałeś w tym palce, prawda?
- Trosz...
- NICOLAS! Jesteś straszny.
Odeszłam do Dominga i Charliego, który go opatrywał.
- O czym gadaliście?
- O jedzeniu.

------------------------------------------
Oficjalna zapowiedź nowego rozdziału :)
Torii xx

1.04.2013

Wiem, wiem.

Wiem, że nie miało być już więcej notek zaśmiecających mojego bloga, ale nie mogłam się powstrzymać. Dobra, komentarze to nie wszystko, ale też są ważne. Pomijając. Proszę, jest pierwszy kwietnia. Nie, nie zamierzam wam robić kawału. Chyba widzicie, że nie stawiam emotikonek, więc jest źle. Po prostu proszę, żebyście w kwietniu nabili PRZYNAJMNIEJ 1000 odwiedzin, czyli żebym w maju mogła zobaczyć 3401 wyświetleń albo więcej. Jeżeli będzie mniej, zamykam bloga. Jeśli 1 maja będzie 4000 lub więcej wyświetleń to zrobię: konkurs (tak, znowu z prawdziwymi nagrodami) na napisanie 1 rozdziału, quiz o opowiadaniu i reklamy.
Krótka piłka, wybór należy do was.
Wasza zabiegana i przerażona testami,
Torii.

31.03.2013

Chapter VIII. 'Charlie, Charlie, get up!'

Jeszcze długo czekaliśmy na Jay, chyba jakieś 20 godzin, więc w tym czasie staraliśmy się żyć i funkcjonować normalnie. Pewnie większość by się załamała. Ale nie my. Postanowiliśmy walczyć. Zamknięci bez prądu, odcięci od cywilizacji. Jedynie 5 telefonów na 8 osób - mój, Cher i Nicka padły. Charlie pocieszył mi trochę, mówiąc, że ma ze sobą słuchawki, a w telefonie trochę muzyki Glee i Nirvany - moich ulubionych wykonawców.
Siedzieliśmy teraz, całkowicie bladzi i wykończeni, słuchając Come As You Are i oczekując na pomoc. To nas załatwiło. Nie mieliśmy dostępu do naszego pożywienia przez prawie dobę. To tak, jakbyście mieli nie pić NICZEGO przez 24 godziny. Straszne uczucie.
Spokojnie, ja i Charles jesteśmy wegetarianami, czyli żywimy się tylko zwierzęcą krwią. Oczywiście, mamy tu dostęp do zwierząt, ale jeśli jesteśmy tu sami, a nagle jakaś krowa zacznie strasznie muczeć i wykrwawi się na śmierć, a na miejscu będziemy tylko my, to chyba będziemy głównymi podejrzanymi, nieprawdaż?
Śmieszne, że Charlie nazywał mnie właśnie krowim plackiem.
Niestety boję się o Nicolasa. On jest dość świeży, dlatego musi jeszcze pić ludzką. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Zabija niewinnych ludzi żeby mógł dalej funkcjonować. My jesteśmy nieśmiertelni, oczywiście, ale on nie jest wampirem nawet pół roku, toteż nasza nieśmiertelność jeszcze się jego nie dotyczy.
Więc może umrzeć nawet teraz.
W torebce miałam rozładowany telefon, chusteczki higieniczne, klucze do domu, portfel, żyletkę (pomyślałam o Nicku) i małą karafkę kociej krwi.
Fuj, kocia.
Wolę jagnięcą, ale tylko kot był pod ręką.
Otworzyłam ją i dałam blondynowi.
- Masz. Przyda ci się.
Byliśmy sami w szopie, oprócz Nicolasa, który wyglądał, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Reszta poszła się przejść. Chłopak wypił łyk i podał mi karafkę. Opróżniłam ją do dna.

Niedziela, 16 czerwca 2010 roku
Godzina 9:03

Zasnęłam godzinę temu, a teraz obudził mnie krzyk. DOMINGO! Zerwałam się na równe nogi.
- Nie, nie, nie! CHARLIE, CHARLIE WSTAWAJ! - wrzeszczałam.
- Co się stało? - Lightbody momentalnie wstał i zaczął się rozglądać. - O nie. Nie ma go.
- Właśnie. Prz...
Krzyk. Znowu.
Rzuciłam się przed siebie i popędziłam moją nadnaturalną prędkością, rozglądając się w poszukiwaniu Hiszpana lub mojego brata.
- Domingo! Nick!
Wpadłam na coś i zrobiłam salto, upadając na ziemię. Szybko się podniosłam i pobiegłam dalej, nie odwracając się.
- Megan! - wydarł się Charlie, który biegł tuż za mną.
Odwróciłam się i zamarłam.
Przewróciłam się o Dominga.
Leżał, wykrwawiając się, z dwoma otworkami w szyi i siniakiem w tamtych okolicach.
-  Szlag! Wiedziałam, że dłużej nie wytrzyma. Charlie, dzwoń po karetkę!
- A jak im powiem, gdzie jesteśmy.
Fakt.
- Idź po moją torebkę. Szybko!
Ostatnie słowo wypowiedziałam sama do siebie, bo mój chłopak już pobiegł do obory/szopy/tego czegoś. Wrócił po kilku sekundach i rzucił mi torebkę. Ja, dzięki mojemu nadzwyczajnemu refleksowi ją złapałam i szybko wygrzebałam karafkę. Nabrałam trochę jego krwi do środka i zamknęłam ją. Wyjęłam żyletkę.
- Czas skończyć jego cierpienie.
Już chciałam mu przeciąć żyły, kiedy ktoś odezwał się do mnie, jakby w mojej głowie.
- Nie rób tego, Megan...
Cofnęłam rękę.
- Idź i znajdź Nicolasa.
Wyjęłam chusteczki i zaczęłam go opatrywać.
- Oj, Domingo, tak bardzo cię przepraszam...

--------------------------------------
Zamierza ktoś jeszcze to czytać? Rozdział miał być jeśli będą 4 komentarze, ledwo są 2. Dlaczego? Proszę, jeśli to czytasz, skomentuj. Jeśli nie będzie 4 komentarzy pod tym rozdziałem, kończę OBA opowiadania.
Torii xx

30.03.2013

Prolog. 'Każdy kolejny krok był ciosem w jej kruche serce...'

Ciemność. Całkowita ciemność spowija jej ciało, a ona nie wiedząc, dokąd pójść, rusza przed siebie. Idze długo, nie dlatego, że powoli, ale z powodu niesamowitej długości tej drogi. Mały punkcik na końcu to jej cel. Przyspiesza biegu. Źle. Wpada do odchłani. Wiedziała od dawna, że to się stanie. Wiedziała, że była przeklęta. Poznała po tych wszystkich znakach... Upada. Nie boli. Dlaczego? Sama nie wie. Wstaje. Idzie dalej. Przed sobą ma rozdroże. Kierunkowskaz. Piekło i Niebo. Dlaczego się zastanawia? Wie, że Fabian* na nią czeka. Nie w Niebie. Ma otwartą drogę do Raju, może żyć jak bogini! Ale... Wybiera bezdenne czeluści Piekieł i życie w bólu. Ból z miłości. To takie romantyczne, nieprawdaż? Melania wzdycha głęboko, a dźwięk rozchodzi się echem. Powoli rusza w stronę lewej ścieżki. Ścieżki do Piekła i jej wiecznej miłości.

------------------------------------
Pytanie: czy ktoś chciałby to czytać?
Od razu mówię, że to będzie horror, a jak nie wyjdzie to przynajmniej thriller ;p
*To nie jest Fabian - Fejbian (czyli to nie jest angielskie imię) tylko Fabian, polskie imię ;)

Jeśli chcielibyście to czytać to czekam na 3 komentarze pod prologiem. Rozdziały byłyby na przemian z Wampirkami :D

Baj de łej, te Horrorowe mają np. 'Rozdział 1' i polski tytuł, a Wampirowe 'Chapter I' i angielski tytuł, żeby się wam nie pomyliły. Dodam też tagi - wampiry i anioły (dowiecie się potem) :D

Torii xxx

26.03.2013

Chapter VII. 'Or you just are a vampire'.

- CHARLIE! - darłam się.
Usłyszałam ciche chrupnięcie, a gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam, że przebił mi już skórę na brzuchu. Stałam i nadal patrząc mu w oczy, roniłam kolejne łzy.
- Wiedziałam, że do tego dojdzie. - wyszeptałam.
Charlie nie ustępował.
- CO DO CHOLERY JASNEJ W CIEBIE WSTĄPIŁO! - darłam się, miotałam, płakałam i wciąż nie mogłam uwierzyć, że on, który zna mnie tylko 5 dni zauważył szybciej niż moja najlepsza przyjaciółka czy brat, bo o rodzicach nawet nie wspomnę. - Dlaczego mi to robisz? - zamieniłam krzyki na błagania.
- Kochanie... - mówił spokojnie, ale nie przestawał wbijać paznokci w moją sk... nie, teraz już w moje mięśnie. - Myślę, że jesteś opętana. - westchnął.
Otworzyłam szeroko oczy.
- ŻE CO?!
- Tak. Wyczuwam od ciebie negatywną energię. - zamilkł na chwilę. - Albo po prostu jesteś wampirem. Tak, raczej to drugie. - zdjął ręce z mojego brzucha.
Szlag!
Domyślił się!
Fakt, to było łatwe do zgadnięcia.
1. Zawsze wszystkich gryzę.
2. Mam nienaturalnie dużo kły i białe zęby (nawet, jak schowam kły do ataku).
3. Jestem strasznie blada.
4. No i przede wszystkim - kiedy mam jakąś ranę to wysysam z niej krew.
Czyli albo Charlie jest niesamowicie inteligentny albo wszyscy inni wyjątkowo głupi. Stawiam na to drugie.
- Ale... Chyba nikomu nie powiesz? - spytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Ich błękit dziś był niesamowicie pociągający.
Charles uśmiechnął się, a ja zaniemówiłam.
- Czemu... czemu wcześniej nie wiedziałam?
- Bałem się. Nie byłem pewien, czy to zrozumiesz i czy na pewno jesteś jedną z nas. Teraz jesteś zobowiązana...
- ...tajemnicą. Tak, tak. Nie jestem głupia, Lightbody. Słowo wampira? - wystawiłam kły i podałam mu rękę z wystawionym środkowym i wskazującym palcem oraz kciukiem. To nasze palce przysięgowe.
- Słowo wampira. - chłopak przyłożył te same palce do moich.
Obejrzałam się za siebie.
- Uff, nikogo nie było.
Postaliśmy jeszcze chwileczkę na tej drodze w świetle księżyca (nie, to wcale nie było romantyczne), kiedy podbiegła do nas ucieszona Cher.
- Hej, ludzie, ludzie! Jest zasięg! - wrzeszczała. - Lou zadzwonił i jutro rano przyjedzie po nas jego mama, a przynajmniej postara się przyjechać.
Szybko schowaliśmy kły.
- To świetnie! Macie jakieś jedzenie, żebyśmy nie umarli z głodu?
- Tak. Znaleźliśmy 12 jajek, jakiś chleb w szafce... Nie pytajcie, gdzie była ta szafka, bo sama nie wiem - Lou ją znalazł. Jeszcze 3 butelki mleka. Ale takiego wiecie, od krowy.
- Fuj! Wolałabym trochę wina, jeśli można - powiedziałam blondynowi na ucho, a ten parsknął śmiechem.
Zapowiada się naprawdę fajny czas spędzony z moim przyjacielem-wampirem.
Krwawy, miły czas.
Zaśmiałam się głośno, chwyciłam Charlesa za rękę i ruszyłam w stronę szopy.
-----------------------
Beznadziejny, ale naprawdę się spieszyłam.
Niedługo zamiast rozdziału wyczekujcie konkursu ;)
Kto chętny i weźmie udział?
4 komentarze jak zwykle xx
Torii ♥
Ps. Przepraszam, że krótki i długo czekaliście.
Pps. Szykujcie się na 2 nowe propozycje wyglądu bloga ;) Będziecie głosować w ankiecie :D
Ppps. Jezu, ile pe esów xd Zamierzam zmienić nazwę bloga, ale o tym potem.

6.03.2013

Chapter VI. 'I love you, Megan Spikes'

Odwróciłam się, żeby rozwiać moje wątpliwości.
- Co... co ty tu robisz? - jąkałam się. Nie mogłam w to uwierzyć. Ona. Stała przede mną. A jeszcze dziś byłam na jej pogrzebie. Trzymałam ją za jej zimną, trupią rękę i głaskałam jej bladą twarz.
Ona tu naprawdę stała.
Charlie złapał mnie za rękę i jakby próbując spytać 'Czy to naprawdę ona?', ścisnął ją. Ja w odpowiedzi zrobiłam to samo, przekazując mu prostą odpowiedź.
Tak.
To była ona.
Przed nami stała we własnej osobie Alexandra.
Alexandra Sykes, urodzona 18 września 1995 roku, zmarła 12 czerwca 2010 roku. Siostra Nathana Sykesa, córka Christiny Sykes.
ZMARŁA.
Jakim cudem? Sama nie wiem. Do dzisiejszego dnia nie wiem. A chyba muszę wspomnieć, że skoro piszę w czasie przeszłym, to znaczy, że to wydarzyło się kiedyś.
Dobra, znowu odbiegam od tematu.
- Czego od nas chcesz? - spytałam, próbując opanować drżenie spoconych ze strachu dłoni i mięknące kolana.
- Czego chcę? - zamyśliła się i wskazała na Louiego. - Jego. Miał być z Cher, ale ona jest za płytka, żeby z nim być.
Wszyscy zignorowali jej uwagę na temat naszej przyjaciółki, skupiliśmy się na Tommo.
- Co?! Do jasnej marchewki! Przecież on jest już z El! - darłam się, broniąc rozpłakanej już Calder. Lou przytulał ją i szeptał jej coś na ucho. - A co z naszym planem? - podeszłam do niej i szapnęłam cichutko.
- Mam gdzieś ten cały plan!
- Powiesz nam chociaż gdzie jesteśmy?
- Właśnie - odezwała się Tamara. - Czekałam na party hard, a ty to zepsułaś.
- Jeśli ja nie mogę być szczęśliwa, nikt nie będzie. - odpowiedziała jej Alex.
- Ale dlaczego nam to robisz? Przecież masz jeszcze szansę...
- Nie mam. I już nigdy nie będę miała. - powiedziała tajemniczo. - A ty przestań ją tulić! - krzyknęła do Charliego, który obejmował mnie od tyłu.
- Dlaczego? To, że nas tu zamknęłaś nie znaczy, że musimy się ciebie słuchać.
- Ty niew...
- Chwila! - przerwał jej Domingo. - Czy Lexi miała jakieś tatuaże? - skierował pytanie do naszej siódemki.
- Nie, ani jednego - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Hiszpan podszedł do mnie i powiedział mi na ucho:
-Spójrz na jej lewy nadgarstek.
Dyskretnie wykonałam polecenie.
- Holy shit! - zaklęłam głośno. Zdezorientowana dziewczyna wycofała się.
- Co wy... - zauważyła odkryty nadgarstek. - Cholera, mają mnie - powiedziała do siebie? Nie, pewnie miała pluskwę.
Coś tu jest nie tak.
BARDZO nie tak.
I w tamtym momencie mnie olśniło.
- O MÓJ BOŻE! - wrzasnęłam i jeszcze mocniej wtuliłam się w Charliego. - To jest Anastasia!
- Jaka Anastasia do jasnej cholery?! Megan, o czym ty mówisz?! - Nicolasa zaczęły ponosić emocje. Był wyraźnie zdenerwowany, że taka sytuacja miała miejsce.
An stała jak wryta, najwyraźniej nie mając pojęcia, skąd znam jej tożsamość.
- Anastasia Sykes. To znaczy, jej prawdziwe nazwisko to Sykes. Urodzona 18 września 1995 roku. - recytowałam, patrząc jej w oczy. - Porzucona przez rodziców, bliźniaczka tragicznie zmarłej Alexandry.
Zastanowiłam się chwilkę.
No jasne!
Alexandra wyraźnie chciała mi coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.
- Tragicznie zmarła - kontynuowałam. - ale nie tak, jak zostało to opisane przez wszystkich.
Anastasia otworzyła szerzej oczy i zaczęła powoli, krok po kroku wycofywać się. Po chwili ruszyła biegiem.
- Charlie! - krzyknęłam. - Charlie, zrób coś!
Blondyn wyciągnął spod paska od spodni mały pistolet, którego wcześniej nie zauważyłam i zręcznie odbezpieczając go, strzelił w uciekającą brunetkę.
PAF!
Dziewczyna stanęła. Czarno-czerwona krew zabarwiła momentalnie jej białą bluzkę. An odwróciła się w naszą stronę, a jako że nie była daleko, mogliśmy dostrzec jej błagalne spojrzenie. Usiadła. Pustym wzrokiem patrzyła w przestrzeń, nie mogąc już normalnie funkcjonować. Złożyła nogi siadając po turecku, a krwawa plama na jej jasnej koszulce poszerzała się z każdym momentem. Zamglone oczy dziewczyny zdradzały wszystko.
Umierała.
Niespodziewanie Anastasia wstała i zwracając się w naszą stronę, popędziła przed siebie. Gdy zbliżała się do naszej spanikowanej ósemki, zauważyłam coś niepokojącego. Wyrwałam się w objęć Charles'a i pociągnęłam go za rękę, krzycząc:
- Ona ma nóż! Jasna marchewka, nóż!
Rozpłakałam się, ale mimo to pobiegłam za blondynem. Skryliśmy się w stodole, zabarykadowaliśmy drzwi i dopiero wtedy skojarzyłam fakty.
Ten tatuaż.
Każdy taki, jak ja, który ukończył 14 rok życia ma taki.
Ale przez fakt, że jestem tylko pół-rokinierą, nie dotyczy to mnie.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Jezusie miłosierny, ona jest rokinierą!
Z drugiej strony drzwi usłyszałam śmiech, po czym pod moimi powiekami dostrzegłam dwa słowa.
Już czas.
Dobrze wiedziałam, na co.
Czas powiedzieć moim dwóm plisandorom o prawdziwej Meg.
- Jestem Megan Spikes - zwróciłam się w stronę pozostałych. - Jestem Megan Spikes i jestem rokinierą.
Tamara i Charlie wycofali się, widocznie przerażeni, a Nicolas, Domingo, El, Cher i Lou obserwowali poczynania naszej trójki.
- Nie... - szepnął Lightbody, zerkając na mnie, żeby potem zwrócić wzrok na Tamarę i tak w kółko.
- Już. Już możecie mi powiedzieć, że to koniec naszej znajomości.
- Megan, ja... To znaczy my... Pomożemy ci. Powiedz, chcesz nią być?
- Rokinierą? Sama nie wiem. Duży D źle mnie traktuje, ale... Z resztą, to nie ważne. Jestem nią tylko w połowie.
- Więc dołącz do nas. Plisandorzy przyjmą cię z otwartymi ramionami, ale trzeba będzie wyruszyć na wyprawę do Małego C.
- A co z nimi? - wskazałam na zdezorientowaną piątkę.
- Nimi zajmie się Paul.
- Paul?
- Tak. - odpowiedziała mi Tamara. - Paul to nasz doręczyciel, tak jak wy macie Mike'a.
- Skąd wy wiecie o Mike'u?!
- Co to, krąg 16987510943852 pytań? Eh, mamy dojścia i tyle. Podejmij decyzję - albo idziesz z nami - Charlie przerwał, bojąc się, że wybiorę drugą opcję. - Albo wracaj skąd przybyłaś, bo tu cię nie chcemy.
- Rokinierzy i Plisandorzy. Wybór należy do ciebie. - skwitowała Tam.
Nie, to nie dzieje się naprawdę!
Nie zdradzę Go!
Ale...
Wolę Plisandorów...
- Na kwiatki cioci Cornelii!
I wtedy się stało.
Zauważyłam, że leżę na stogu siana, cała w suchej trawie, ubrana w kremową sukienkę, z poczochranymi włosami.
To był sen!
Gdy tylko Charles spostrzegł, że nie śpię, podbiegł do mnie i spytał, jak się czuję.
- Dobrze... Długo spałam?
- Sześć, może siedem godzin. Zemdlałaś, kiedy usłyszałaś głos Ginger za nami - przewrócił oczyma. - Zamknęła nas wszystkich tutaj, to znaczy, ta szopo-stodoła jest otwarta, ale ogrodzenie zamknięte - sprawdzałem.
- Która godzina?
- 11:15 PM.
- Charlie... Miałam dziwny sen.
- Jaki?
- Powiedziałam wam, że jestem jakąś tam rokinierą, a wy byliście plisandorami...
- My?
- Ty i Tamara.
Blondyn zdziwił się.
- Wiesz, co to za ludzie? Oni nie istnieją, fakt, ale to takie baśniowe stworki, które toczą ze sobą wojnę i nigdy nie dojdą do porozumienia.
- Dziwne... Przejdziemy się na spacer? - postanowiłam skorzystać z okazji, że jesteśmy tu uwięzieni i zbliżyć się do przyjaciela.
- Chętnie. Tylko wiesz, za daleko nie dojdziemy - zaśmiał się, wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy powoli, bo chodzenie w takich butach po wiejskich dróżkach nie było łatwym zadaniem. W końcu poddałam się i szłam na boso.
- Wiesz co? Jak na uwięzionego na jakiejś farmie, czy jak to nazwać, masz dość dobry humor.
- Fakt.
Zatrzęsłam się z zimna.
- Masz - ściągnął swoją marynarkę i założył mi na ramiona.
- Dzięki... Wiesz, oprócz głodnej Meg, jestem również znana jako zmarzluch Meg.
Chłopak uśmiechnął się.
- Księżyc pięknie dziś świeci, prawda? - zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
Staliśmy tam.
Naprzeciwko siebie.
Po prostu chłonąc nasze spojrzenia.
Blondyn przysunął się bliżej mnie, a ja zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby to się stało.
Tan moment.
Jego wargi zetknięte z moimi na kilkanaście sekund.
Jego dłonie na moich biodrach i moje oparte o jego klatkę piersiową.
Delikatny, ale szczery i prawdziwy pocałunek.
I taki jakiś... nie wiem.
Ale i tak idealny.
Właśnie tak go sobie wyobrażałam.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Charlie przytulił mnie i wyszeptał wprost do mojego ucha:
- Megan, oszalałem na twoim punkcie. Wydaje mi się, że to miłość od pierwszego wejrzenia - przerwał, aby spojrzeć mi w oczy i ująć moje dłonie. - Kocham cię, Megan Spikes. Czy uczyniłabyś mi tą radość i zostałabyś moją dziewczyną?
Przygryzłam dolną wargę, uśmiechając się.
- Oczywiście, że tak. - przytuliłam go mocno. Chłopak gładził moją głowę i czułam, że się uśmiecha.
Już wiem.
Podczas pocałunku czułam coś jeszcze.
I teraz wiem, co.
Jakby był taki... zakazany?
Charles wbił palce w mój brzuch.
- Ał! Charlie, to boli!
Spojrzałam mu w oczy.
- Cholera, Lightbody, przestań! - zacisnął je jeszcze bardziej.
Nie spuszczałam wzroku z jego tęczówek.
Zapłonęły miłością i złością.
Zbielały całkowicie.
O nie, zaczyna się, pomyślałam.

------------------------------------------------
 Taki tam fantasy xd
Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Ze mną wszystko jest możliwe :)
4 komentarze - zaczynam pisać następny.
Torii xx